Piętnasta edycja Open'er Festival w Gdyni dobiegła końca. Od 29 czerwca do 2 lipca 2016 roku na największym festiwalu w Polsce zagrali m.in. Red Hot Chili Peppers, The Last Shadow Puppets, At the Drive-In, PJ Harvey, Nothing But Thieves, Beirut, Tame Impala i Sigur Rós. Z poprzedniego posta już wiecie, że w tym roku brałam udział w całym Open'erze. Z chęcią po raz kolejny podzielę się z Wami moimi wrażeniami z tego wydarzenia. Zapraszam Was na moją relację z Open'er Festival 2016.
Open'er Festival w 2016 roku trwał od 29 czerwca do 2 lipca. Impreza zyskała nowego sponsora tytularnego, dzięki czemu mogło tam pojawić się więcej artystów z najwyższej światowej półki. Na tegorocznej edycji Open'era pojawili się tacy artyści jak Florence and the Machine, Red Hot Chili Peppers, LCD Soundsystem czy Bastille. Wszystko to sprawiło, że Open'er Festival 2016 zarejestrował imponującą liczbę uczestników (120 000).
ORGANIZACJA I LOGISTYKA
Jak większość z Was wie, aby dostać się na teren festiwalu sam kartonikowy bilet nie wystarczy. Należy go wcześniej wymienić na specjalną materiałową opaskę umożliwiającą wejście na teren wydarzenia. Można to zrobić w specjalnych budkach przy dworcu Gdynia Główna lub tuż przed wejściem na teren Open'era. Opaska ta jest trwale przymocowana i nie można jej ściągać do końca trwania imprezy. W związku z ogromnym zainteresowaniem, jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu, organizatorzy zapowiedzieli, że w celu usprawnienia przepływu tych wszystkich osób, karnety będą wymieniane na festiwalowe opaski już dzień przed rozpoczęciem całego wydarzenia. Chętnie skorzystałam z tej możliwości i udałam się do jednej z budek ustawionych przy dworcu. Już wtedy było mnóstwo chętnych, sama czekałam w kolejce 1,5 godziny na wymianę karnetu na opaskę. Do tego została mi założona zbyt ciasno, co powodowało ogromny dyskomfort w jej noszeniu. Był to mój siódmy Open'er i jak dotąd nic takiego mi się nie przytrafiło. Zazwyczaj pytano mnie, czy opaska leży wygodnie. Tym razem tak się nie stało, czego powodem było pewnie ogromnie zmęczenie przepracowanych ludzi w budkach. Nawet nie macie pojęcia jak ogromnym wyzwaniem jest wymiana takiej opaski na luźniejszą. Na nic prośby. Nieskalane myślą twarze koordynatorów pracowników obrączkujących festiwalowiczów nie były w stanie pojąć jaki dyskomfort może powodować za ciasno zapięta opaska u człowieka, który przyjechał dobrze się bawić na letnim muzycznym festiwalu. Zasłaniali się regulaminem, jednocześnie nie potrafiąc mi wskazać konkretnego punktu dotyczącego sposobu mocowania opaski. Widocznie inteligencja nie jest cechą pożądaną przy zatrudnieniu na podobne stanowisko. Dopiero zaświadczenie z pogotowia o obrzęku ręki okazało się kluczem otwierającym wszystkie furtki... Czy ktoś z Was miał podobny problem?
Szkoda, że pracownicy Open'er Festivalu nie są takimi służbistami w kwestii bezpieczeństwa festiwalowiczów. Przeszukiwanie plecaków wnoszonych na teren Open'era wyglądało przekomicznie. Sprawdzano może co piąty i to poprzez zapytanie czy wnosimy coś szklanego. Broń palna? Nóż? Nie ma problemu. Wchodzący na teren miasteczka też byli niedbale przeszukiwani. W pewnym momencie doszło do takiego absurdu, że trzeba było dopraszać się o przeszukiwanie, bo w jednym z foodtrucków wybuchł pożar i znaczna część ochroniarzy została oddelegowana do odgradzania zagrożonego terenu. W tym czasie na bramkach działa się wolna amerykanka. Mógł tam wchodzić kto chciał i z czym chciał. Ochrona nie była zupełnie przygotowana na napływ takiej ilości festiwalowiczów i to doprawdy cud, że nie wydarzyła się tam żadna tragedia.
Plusem organizacyjnym tegorocznej edycji Open'er Festivalu były często kursujące autobusy festiwalowe, które w upalne dni były nawet klimatyzowane. Na transport trzeba było dużej poczekać w dzień w którym występowali Red Hot Chili Peppers, bo wówczas ludzi było naprawdę mnóstwo, jednak mimo to wszystko odbywało się sprawnie.
Przy wymianie opasek wręczano program Open'er Festival 2016 (znów składany i bez smyczy) oraz mapkę Gdyni. Zabrakło tradycyjnej małej wody, którą miasto co roku dorzucało do tego zestawu powitalnego.
FORMY PŁATNOŚCI
W 2016 roku na Open'er Festival po raz pierwszy zabrakło festiwalowej waluty, jaką w dotychczasowych edycjach były bony. W zeszłym roku wartość takiego bonu wynosiła 4 zł i wszystkie ceny były wielokrotnością tej kwoty, poza kartami zbliżeniowymi sponsora była to jedyna forma płatności na Open'erze. W końcu organizatorzy od tego odeszli, dzięki czemu ceny gdzieniegdzie znormalniały. Można było płacić rozmaitymi kartami, nie tylko Master Card, ale także Visą. Jak dla mnie to ogromne udogodnienie, cieszę się, że nie wciskano mi na siłę żadnych kart z których i tak bym nie skorzystała po festiwalu. Nie wszyscy wiedzieli o tej możliwości i ustawiali się w gigantycznych kolejkach po w sumie niepotrzebne, ale może wygodne w użyciu opaski od Master Card umożliwiające płatności zbliżniowe, które wskutek awarii przestały działać jeszcze pierwszego dnia. Na Open'er Festival tradycyjnie nie można płacić gotówką.
Jeżeli chodzi o ceny jedzenia na Open'erze to w 2016 roku można było m.in. kupić frytki za 12 zł, pizzę za 17 zł. zapiekankę za 18 zł, czy gofra za 20 zł. Najrozsądniejszą jak dla mnie opcją był znów Bobby Burger, gdzie podstawowa kanapka kosztowała 14 zł. Tej firmie posłużyło wycofanie bonów, bo wraz z kolejnymi dodatkami typu ser czy bekon cena nie wzrastała o bon (4zł), a o ok. 1-2 zł. Brawo! Innych nieco poniosło z tymi cenami.
Coca Cola chyba na dobre wycofała się z Open'er Festival, ale na szczęście bezalkoholowe napoje serwował Tymbark, który w tym roku poszerzył swoją ofertę o wodę. Ponadto do wyboru były rozmaite soki, napoje, lemioniady i herbaty od 5 zł. Z alkoholu do wyboru były piwa Heineken, Desperados i Żywiec za 8 zł, był też chyba cydr Strongbow oraz drinki z Bacardi. Poza tym na Open'erze można było znaleźć stoiska rozmaitych firm.
Orange, który był sponsorem tytularnym Open'er Festival 2016 strzelił sobie wizerunkowo w stopę. Jest to jedna z największych sieci komórkowych w Polsce, a na terenie imprezy były ogromnie problemy z zasięgiem. Na szczęście zrehabilitowali się nieco organizowaną na ostatnią chwilę open'erową strefą kibica, ale o niej wspomnę Wam przy okazji relacji z drugiego dnia festiwalu. Przejdźmy jednak w końcu do tego co jest dla mnie najważniejsze w całym Open'er Festivalu, czyli muzyki. W dalszej części znajdziecie moją relację z festiwalowych koncertów, moje wrażenia i ogólną opinię.
Pierwszy dzień piętnastej edycji Open'er Festival rozpoczęłam od koncertu The Last Shadow Puppets. Niedawno na blogu recenzowałam dla Was ich ostatnią płytę "Everything You've Come to Expect". Podczas swojego występu panowie promowali jednak utwory ze swoich obu dotychczasowych albumów. Można było usłyszeć na żywo takie piosenki jak "Only the Truth", "My Mistakes Were Made For You", "Bad Habbits", "Miracle Aligner" czy "Used to Be My Girl". Alex Turner nie szczędził swoich kocich ruchów, Miles Kane boksował się z niewidzialnym przeciwnikiem w rytm perkusji. The Last Shadow Puppets ogólnie nie skąpili gdyńskiej publiczności swoich scenicznych gierek. Zespołowi podczas Open'er Festival 2016 na scenie towarzyszyła sekcja instrumentów smyczkowych, która urozmaicała grane na żywo utwory. Festiwalowy gig The Last Shadow Puppets był miłym dla oka i ucha przedstawieniem.
Pod sam koniec koncertu Alexa Turnera i Milesa Kane oraz ich kolegów, udałam się do namiotu, gdzie o 20:30 rozpoczynał się koncert PJ Harvey. Artystka ta niedawno wydała swoją jedenastą płytę studyjną - "The Hope Six Demolition Project"i jak wiecie z mojego facebooka, wkrótce doczekacie się jej recenzji na moim blogu. Występ Polly Jean Harvey podczas Open'er Festival 2016 rozpoczął się utworem "Chain of Keys". Na początku wystąpiły drobne problemy z nagłośnieniem i wokalistki
nie było przez chwilę słychać, ale usterka została szybko naprawiona. Pierwsza część koncertu to praktycznie same piosenki z ostatniej płyty PJ Harvey - "The Ministry of Defence", "The Community of Hope", czy "The Orange Monkey". Nie zabrakło jednak hitów z poprzednich albumów, na Open'erze można było usłyszeć m.in. "Down By The Water", czy ""Let England Shake". Chór instrumentalistów towarzyszący wokalistce brzmiał na żywo imponująco i mistycznie. Sceniczne ruchy PJ Harvey potęgowały dobre wrażenia. Publiczność była oniemiała. Artystka najwyraźniej też była zadowolona z koncertu, zdecydowała się zagrać krótki bis a na nim "Working for the Man" i "A Perfect Day Elise". Po przesłuchaniu "The Hope Six Demolition Project" ostrzyłam sobie apetyt na ten koncert i mój muzyczny głód został całkowicie zaspokojony.
Po koncercie PJ Harvey udałam się z powrotem pod Main Stage, gdzie od 22:00 występowała Florence and the Machine. Miałam już przyjemność posłuchać Florence Welch na żywo podczas Orange Warsaw Festival w 2014 roku. Zjawiskowa wokalistka i tym razem nieźle się popisała. Nie jestem wielką fanką jej muzyki, jednak po raz drugi jej koncert mnie oczarował. Florence podczas swojego występu na Open'er Festival była wulkanem energii. Wykonywała swoje największe utwory takie jak "Ship To Wreck", "You've Got the Love", czy "Dog Days Are Over" kręcąc przy tym imponujące piruety. Artystka ma niesamowity kontakt z publicznością i ogromny wpływ na nią. Przed wykonaniem " How Big, How Blue, How Beautiful" poprosiła swoich fanów o schowanie telefonów na czas trwania tej jednej piosenki - poskutkowało. Podczas koncertu Florence and the Machine nie mogło zabraknąć kwiatów, wstążek i brokatu. W trakcie jednej z piosenek wokalistka udała się do stojących przy barierkach słuchaczy, skąd wróciła z imponującym wiankiem i tęczową flagą. Zdobyte fanty zainspirowały ją do krótkiej przemowy na temat miłości, podczas której to oczywiście ogromnie się wzruszyła. Florence Welch podkreśliła, że dobrze czuje się w Polsce, uwielbia tutejszych ludzi i chętnie tu wraca. Pewnie dlatego Florence and the Machine pojawiła się jeszcze na open'erowej scenę na bis, gdzie wykonała m.in. "What Kind of Man" czy "Third Eye".
Pierwszy dzień Open'er Festival 2016 zakończyłam koncertem Tame Impala, który także odbywał się na scenie głównej. Niecierpliwie czekałam na ten występ, jednak muszę przyznać, że wywołał u mnie mieszane uczucia. A to dlatego, że Kevin Parker na żywo brzmi zupełnie inaczej niż na nagraniach audio, pomimo nałożenia kilku efektów. Być może przeziębienie o którym wokalista wspominał ze sceny miało w tym swój udział. Cenię sobie twórczość Tame Impala i choć zdaję sobie sprawę, że zawdzięczają swoje brzmienie elektronice, to przeżyłam mały szok. Co do reszty koncertu nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Od strony muzycznej i wizualnej było to niesamowite widowisko. Nie zabrakło utworów z najnowszej płyty "Currents" (której recenzja też wkrótce pojawi się na blogu), takich jak "Let It Happen", "The Less I Know the Better", czy "Eventually". Na pożegnanie zabrzmiało "Feels Like We Only Go Backwards" oraz "New Person, Same Old Mistakes". Zarówno publiczność, jak i Tame Impala byli zachwyceni koncertem w Gdyni. Mam nadzieję, że grupa wpadnie wkrótce do Polski ponownie, tym razem na jakiś klubowy koncert.
Drugi dzień Open'er Festival 2016 rozpoczęłam od koncertu Foals na głównej scenie. Choć zespół co jakiś czas odwiedza Polskę (w samej Gdyni byli już trzy razy), to jak dotąd nie miałam okazji posłuchać ich na żywo. Bardzo dobrze wspominam ich debiutancką płytę "Antidotes", z której w tym roku na Open'erze można było posłuchać m.in. "Red Sock Pugie" czy "Olympic Airways". Panowie z Foals promowali także swoją ostatnią płytę "What Went Down" utworami "Mountain at My Gates", "A Knife in the Ocean" czy "Snake Oil". Koncert ten był bardzo żywiołowy, jednak dla mnie był tylko supportem przed najbardziej wyczekiwanym przeze mnie występem Red Hot Chili Peppers. Jak wiecie jestem fanką tego zespołu i od czasu Impact Festival w 2012 roku niecierpliwie czekałam, aż ponownie odwiedzą Polskę. Wspominałam Wam, że RHCP 17 czerwca 2016 roku wydali nową płytę "The Getaway" i jak już wiecie, wkrótce na blogu opublikuję moją recenzję.
Zanim jednak rozpoczął się koncert Red Hot Chili Peppers udałam się do zorganizowanej naprędce strefy kibica na Open'er Festival. Początkowo organizator twierdził, że na terenie imprezy nie będzie możliwości obejrzenia meczu Polska - Portugalia rozgrywanego w ramach Euro 2016. Firma Orange była sponsorem obu wydarzeń i ostatecznie udało się zorganizować strefę kibica na terenie open'erowego miasteczka. Zainteresowanie znacznie przerosło oczekiwania organizatorów, bo pod niewielkim telebimem zebrało się kilka tysięcy kibiców. Niewielki piłkarski zakątek dosłownie pękał w szwach i był poza jakimikolwiek zasadami BHP i PPOŻ :) Hymn i doping wykrzykiwany przez tyle gardeł na długo pozostanie w mojej pamięci. W tych ciasnych warunkach przyszło mi spędzić jedynie pierwszą połowę meczu, gdyż później popędziłam pod Main Stage na koncert Red Hot Chili Peppers, którego niestety nie udało się przesunąć tak, aby wszyscy festiwalowicze mogli obejrzeć całe spotkanie naszej reprezentacji walczącej o awans do półfinału Euro 2016.
Koncert Red Hot Chili Peppers na Open'er Festival rozpoczął się na scenie głównej chwilę po 22:00. Zespół rozpoczął swój występ od wybuchowego "Can't Stop". Ponadto można było usłyszeć takie hity jak "Otherside", "Snow ((Hey Oh))", czy "Californication". Grupa promowała swoją nową płytę "The Getaway" kawałkami takimi jak "Detroit", "Dark Necessities" czy fenomenalne "Go Robot". Ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu Red Hot Chili Peppers podczas open'erowego koncertu nie zagrali "Scar Tissue", mojej ulubionej piosenki. Ogólnie mam wrażenie, że panowie dali występ trochę na pół gwizdka. Anthony Kiedis nie zabiegał o kontakt z publicznością i niespecjalnie przykładał się do śpiewania. Mam też wrażenie, że kilka razy pomylił się w tekście. To co mnie irytowało w tym koncercie RHCP to długie ciche przerwy pomiędzy piosenkami. Nie wiem tylko czy to kwestia kondycji leciwych muzyków, czy też lenistwa. Usłyszałam może ze dwa jammy - pierwszy w stylu intro do "Magic Johnson" gdzieś na początku koncertu, a drugim było intro do "Californication", które Flea zagrał z Joshem i które było łudząco podobne do tego z legendarnego koncertu w Slane Castle wówczas jeszcze z Frusciante na pokładzie. Klinghoffer w pewnym momencie zaśpiewał i zagrał solo cover utworu Arthura Rusella - "Close My Eyes" i muszę przyznać, że oniemiałam. Nie sądziłam, że ten cichutki, nieśmiały, wiecznie kryjący się gdzieś z tyłu gitarzysta dysponuje takim głosem. Niestety zatarł dobre wrażenie podczas swojego drugiego solowego występu. Tuż przed powrotem Red Hot Chili Peppers na bisy, na scenie pojawił się Josh, który samodzielnie wykonał cover utworu "Warsaw" Davida Bowiego. Zrobił to jednak tak, jakby chciał zamanifestować swój bunt przeciwko ciągłym żądaniom powrotu Johna do składu RHCP, wykonując utwór "Warsaw" w stylu twórczości Frusciante z czasów "Niandra Lades and Usually Just a T-Shirt" - okropnie jęcząc i zawodząc. Na bis Flea wszedł na scenę na rękach. Podczas koncertu on chyba jako jedyny chętnie zagadywał do publiczności, wspominał, że w Gdyni przywitał ich piękny wschód Słońca, a że miał świadomość trwającego właśnie meczu piłki nożnej, w przerwie pomiędzy piosenkami piękną polszczyzną zaintonował "Polska, biało-czerwoni":
Pośród utworów zagranych na Open'er Festival 2016 na szczęście zabrakło tych z niezbyt udanej płyty "I'm With You", ale niestety też wielu innych, przebojowych piosenek. Red Hoci zagrali moim zdaniem za dużo kawałków z nowej płyty. Koncert w Gdyni był trzecim koncertem Red Hot Chili Peppers w Polsce i chyba był najmniej satysfakcjonującym. Tylko Chad Smith zadał sobie trud, aby podziękować fanom za polskie spotkanie. Mam nadzieję, że zespół wkrótce ponownie odwiedzi nasz kraj i tym razem zagra jakiś przedługi, samodzielny gig.
Po zakończeniu koncertu Red Hot Chili Peppers udałam się jeszcze do Tent Stage, gdzie od 23:30 trwał koncert grupy Beirut. Jest to amerykański zespół założony przez Zacha Condona grający folkową, alternatywną, brzmiącą nieco bałkańsko muzykę. Gdy dotarłam na miejsce, akurat trafiłam na moją ulubioną piosenkę "Postcards From Italy". Uwielbiam płytę "Gulag Orkestar" z której pochodzi. Wokalista był zachwycony ciepłym przyjęciem w Polsce, do tego stopnia, że gdyńska publiczność usłyszała na żywo piosenkę niegraną przez zespół na koncertach od kilku lat. Koncert Beirut na Open'er Festival był genialny w swej prostocie. Skromne ukulele i trąbka stworzyły lepsze widowisko niż najwymyślniejsze wizualizacje. Koncert był instrumentalny i bardzo klimatyczny. Cieszę się, że w końcu mogłam na żywo posłuchać muzyki Zacha Condona i jego kompanów. Tym występem zakończyłam swój drugi dzień Open'era.
Trzeciego dnia Open'er Festival celowałam głównie w koncert Nothing But Thieves. Na blogu znajdziecie recenzję debiutanckiego albumu tej grupy. W drodze do Tent Stage minęłam Wiz Khalifa występującego na głównej scenie. Nie słucham jego muzyki, ale znam jedną piosenkę "Young, Wild & Free" i akurat dane było mi ją usłyszeć. Z tego co wiem Wiz Khalifa wystąpił już na Open'erze w 2012 roku.
Koncert Nothing But Thieves rozpoczął się o 20:30 w namiocie. Miałam już przyjemność posłuchać ich na żywo jesienią ubiegłego roku w Proximie. Spisali się wówczas znakomicie i byłam bardzo ciekawa jak wykażą się na festiwalowym koncercie. Nie zawiedli. Zagrali prawie wszystkie piosenki ze swojej debiutanckiej płyty "Nothing But Thieves" - w tym "Lover, Please Stay", którego podobno nie grają na festiwalach. Na Open'erze zrobili wyjątek. NBT nie ukrywają, że mają słabość do polskiej publiczności, ich koncert w Gdyni był chyba szóstym w naszym kraju. Grupa przygotowała dla swoich fanów niespodziankę w postaci coveru "Where Is My Mind" Pixies. Zaimponowali mi tym wykonaniem. Koncert Nothing But Thieves na Open'er Festival był bardzo energiczny i można się było tam porządnie wyszaleć. Mam nadzieję, że wkrótce panowie skończą trasę koncertową i zabiorą się za pracę nad drugą płytą, bo wielka kariera przed nimi.
O koncert LCD Soundsystem zahaczyłam dosłownie na chwilę, bo ostatecznie udałam się do Tent Stage na chill przy muzyce Korteza. Frekwencja była spora, do tego stopnia, że udało mi się dostać jedynie do telebimu stojącego na zewnątrz namiotu. Występ Korteza był mocno akustyczny i słabo nagłośniony - idealny aby nieco odpocząć po trzech dniach festiwalu. Kortez niedawno wydał swój debiutancki album "Bumerang", ale nie kupię go dopóki cena nie spadnie poniżej ceny albumów polskich artystów goszczących na polskiej scenie muzycznej dłużej niż Federkiewicz (chodzi mi konkretnie o winyl). Rozumiem, że ma wyjątkową historię, zbiera nagrodę za nagrodą i choć podoba mi się jego twórczość, to nie przyłożę ręki do tego szaleństwa.
Po koncercie Korteza udałam się pod scenę głowną, gdzie o północy rozpoczynał się występ Sigur Rós. Kojąca muzyka w towarzystwie ferii kolorowych wizualizacji była dla mnie kojącym zwieńczeniem przedostatniego dnia jubileuszowej, piętnastej edycji Open'er Festivalu.
Czwarty i ostatni dzień Open'er Festival 2016 rozpoczęłam od koncertu Terrific Sunday. Muzyka tych chłopaków wpadła mi w ucho podczas supportowania przez nich Nothing But Thieves podczas wcześniej wspomnianego koncertu w Proximie 8 listopada 2015 roku. Jest to pochodzący z Polski zespół grający niezły indie rock. Widać było, że występ na głównej scenie Open'era nieco ich stresuje, ale obronili się muzycznie. Trzymam kciuki, aby wkrótce pojawili się tam o bardziej prestiżowej godzinie.
Tego dnia chciałam jeszcze wpaść na koncert The 1975 , żeby sprawdzić w którą stronę powędrowała ich twórczość od czasu koncertu w Palladium w 2014 roku. Niestety nie było mi to dane, bo na terenie Open'er Festivalu nastąpiło gwałtowne załamanie pogody i przez ulewny deszcz koncert The 1975 został przesunięty w czasie. Nie mogłam pozwolić sobie na czekanie, bo kolidowałoby to z koncertem grupy At the Drive-In , który to zwabił mnie tego dnia na Open'era.
Zespół At the Drive-In miał wystąpić w namiocie o 19:00 jednak pojawił się na scenie z dwudziestominutowym poślizgiem. Warto jednak było poczekać. To co Cedric Bixler-Zavala i Omar Rodriguez-Lopez wyrabiali na scenie było czystym szaleństwem. Publiczność w niczym im nie ustępowała. Nic dziwnego, że grupa ostatnio odwołała część koncertów ze względu na stan zdrowia wokalisty. Jeżeli co występ tak zdziera głos to dziwię się, że jeszcze w ogóle może śpiewać. Fani At the Drive-In mogli usłyszeć w Gdyni takie piosenki jak "One Armed Scissor", "Arcarsenal" czy "Pattern Against User". Koncert był bardzo krótki, ale intensywny. Mogę powiedzieć, że była to największa petarda na Open'er Festival 2016. Widać było, że muzykom schlebia ciepłe przyjęcie przez polską publiczność. Cedric pochwalił się, że At the Drive In pracują nad nową płytą i z pewnością wpadną do Polski na koncert promujący owe wydawnictwo. Cieszę się, że gdyński występ się odbył i miałam możliwość w nim uczestniczyć. Nie mogę się doczekać, kiedy hardcore'owa grupa ponownie odwiedzi nasz kraj.
W sumie koncert At the Drive-In był moim ostatnim koncertem na piętnastej edycji Open'er Festival 2016. Tego dnia na scenie głównej występowali jeszcze Bastille i Pharrell Williams, ale ich omijałam z daleka. Zwieńczeniem jubileuszowej, piętnastej edycji Open'era był pokaz sztucznych ogni o północy.
Podsumowując moje wrażenia z tegorocznego Open'er Festivalu - ceny karnetów dogoniły już europejskie festiwale, ale jeszcze nieco odstaje on od nich line-upem. Najbardziej interesujące mnie gwiazdy zostały upchnięte w dwa pierwsze dni festiwalu, a w dwa pozostałe dni było już dla mnie mniej interesująco. Dzięki nowemu sponsorowi tytularnemu przekrój festiwalowych gwiazd był bogatszy niż w poprzednich latach, ale ja chciałabym jeszcze więcej. Ku mojej uciesze, smartphonowcy nie są już tak uciążliwi jak w poprzednich latach, coraz mniej osób które cierpliwie nagrywają całe koncerty na swoich telefonach. Festiwalowicze poszli po rozum do głowy i tam też kodują swoje wspaniałe wspomnienia. Open'erze, idziesz w bardzo dobrą stronę. W przyszłym roku sypnij nieco więcej gwiazd i postaraj się, aby pracownicy bardziej dbali o komfort uczestników, a wszystko będzie dobrze.
Jeżeli podobała Ci się moja relacja z festiwalu daj mi o tym znać i polub mój profil na Facebooku.
Tegoroczny Open'er Festival należał do deszczowych. Poniżej prezentuję Wam piękną tęczę jaka ukazała się po koncercie PJ Harvey nad terenem festiwalu.
Ktoś z Was bawił się ze mną na Open'er Festival w 2016 roku? Jakie koncerty udało się Wam zobaczyć?
Orange, który był sponsorem tytularnym Open'er Festival 2016 strzelił sobie wizerunkowo w stopę. Jest to jedna z największych sieci komórkowych w Polsce, a na terenie imprezy były ogromnie problemy z zasięgiem. Na szczęście zrehabilitowali się nieco organizowaną na ostatnią chwilę open'erową strefą kibica, ale o niej wspomnę Wam przy okazji relacji z drugiego dnia festiwalu. Przejdźmy jednak w końcu do tego co jest dla mnie najważniejsze w całym Open'er Festivalu, czyli muzyki. W dalszej części znajdziecie moją relację z festiwalowych koncertów, moje wrażenia i ogólną opinię.
I dzień Open'er Festival
29 czerwca 2016
Pod sam koniec koncertu Alexa Turnera i Milesa Kane oraz ich kolegów, udałam się do namiotu, gdzie o 20:30 rozpoczynał się koncert PJ Harvey. Artystka ta niedawno wydała swoją jedenastą płytę studyjną - "The Hope Six Demolition Project"i jak wiecie z mojego facebooka, wkrótce doczekacie się jej recenzji na moim blogu. Występ Polly Jean Harvey podczas Open'er Festival 2016 rozpoczął się utworem "Chain of Keys". Na początku wystąpiły drobne problemy z nagłośnieniem i wokalistki
nie było przez chwilę słychać, ale usterka została szybko naprawiona. Pierwsza część koncertu to praktycznie same piosenki z ostatniej płyty PJ Harvey - "The Ministry of Defence", "The Community of Hope", czy "The Orange Monkey". Nie zabrakło jednak hitów z poprzednich albumów, na Open'erze można było usłyszeć m.in. "Down By The Water", czy ""Let England Shake". Chór instrumentalistów towarzyszący wokalistce brzmiał na żywo imponująco i mistycznie. Sceniczne ruchy PJ Harvey potęgowały dobre wrażenia. Publiczność była oniemiała. Artystka najwyraźniej też była zadowolona z koncertu, zdecydowała się zagrać krótki bis a na nim "Working for the Man" i "A Perfect Day Elise". Po przesłuchaniu "The Hope Six Demolition Project" ostrzyłam sobie apetyt na ten koncert i mój muzyczny głód został całkowicie zaspokojony.
Po koncercie PJ Harvey udałam się z powrotem pod Main Stage, gdzie od 22:00 występowała Florence and the Machine. Miałam już przyjemność posłuchać Florence Welch na żywo podczas Orange Warsaw Festival w 2014 roku. Zjawiskowa wokalistka i tym razem nieźle się popisała. Nie jestem wielką fanką jej muzyki, jednak po raz drugi jej koncert mnie oczarował. Florence podczas swojego występu na Open'er Festival była wulkanem energii. Wykonywała swoje największe utwory takie jak "Ship To Wreck", "You've Got the Love", czy "Dog Days Are Over" kręcąc przy tym imponujące piruety. Artystka ma niesamowity kontakt z publicznością i ogromny wpływ na nią. Przed wykonaniem " How Big, How Blue, How Beautiful" poprosiła swoich fanów o schowanie telefonów na czas trwania tej jednej piosenki - poskutkowało. Podczas koncertu Florence and the Machine nie mogło zabraknąć kwiatów, wstążek i brokatu. W trakcie jednej z piosenek wokalistka udała się do stojących przy barierkach słuchaczy, skąd wróciła z imponującym wiankiem i tęczową flagą. Zdobyte fanty zainspirowały ją do krótkiej przemowy na temat miłości, podczas której to oczywiście ogromnie się wzruszyła. Florence Welch podkreśliła, że dobrze czuje się w Polsce, uwielbia tutejszych ludzi i chętnie tu wraca. Pewnie dlatego Florence and the Machine pojawiła się jeszcze na open'erowej scenę na bis, gdzie wykonała m.in. "What Kind of Man" czy "Third Eye".
Pierwszy dzień Open'er Festival 2016 zakończyłam koncertem Tame Impala, który także odbywał się na scenie głównej. Niecierpliwie czekałam na ten występ, jednak muszę przyznać, że wywołał u mnie mieszane uczucia. A to dlatego, że Kevin Parker na żywo brzmi zupełnie inaczej niż na nagraniach audio, pomimo nałożenia kilku efektów. Być może przeziębienie o którym wokalista wspominał ze sceny miało w tym swój udział. Cenię sobie twórczość Tame Impala i choć zdaję sobie sprawę, że zawdzięczają swoje brzmienie elektronice, to przeżyłam mały szok. Co do reszty koncertu nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Od strony muzycznej i wizualnej było to niesamowite widowisko. Nie zabrakło utworów z najnowszej płyty "Currents" (której recenzja też wkrótce pojawi się na blogu), takich jak "Let It Happen", "The Less I Know the Better", czy "Eventually". Na pożegnanie zabrzmiało "Feels Like We Only Go Backwards" oraz "New Person, Same Old Mistakes". Zarówno publiczność, jak i Tame Impala byli zachwyceni koncertem w Gdyni. Mam nadzieję, że grupa wpadnie wkrótce do Polski ponownie, tym razem na jakiś klubowy koncert.
II dzień Open'er Festival
30 czerwca 2016
Zanim jednak rozpoczął się koncert Red Hot Chili Peppers udałam się do zorganizowanej naprędce strefy kibica na Open'er Festival. Początkowo organizator twierdził, że na terenie imprezy nie będzie możliwości obejrzenia meczu Polska - Portugalia rozgrywanego w ramach Euro 2016. Firma Orange była sponsorem obu wydarzeń i ostatecznie udało się zorganizować strefę kibica na terenie open'erowego miasteczka. Zainteresowanie znacznie przerosło oczekiwania organizatorów, bo pod niewielkim telebimem zebrało się kilka tysięcy kibiców. Niewielki piłkarski zakątek dosłownie pękał w szwach i był poza jakimikolwiek zasadami BHP i PPOŻ :) Hymn i doping wykrzykiwany przez tyle gardeł na długo pozostanie w mojej pamięci. W tych ciasnych warunkach przyszło mi spędzić jedynie pierwszą połowę meczu, gdyż później popędziłam pod Main Stage na koncert Red Hot Chili Peppers, którego niestety nie udało się przesunąć tak, aby wszyscy festiwalowicze mogli obejrzeć całe spotkanie naszej reprezentacji walczącej o awans do półfinału Euro 2016.
Koncert Red Hot Chili Peppers na Open'er Festival rozpoczął się na scenie głównej chwilę po 22:00. Zespół rozpoczął swój występ od wybuchowego "Can't Stop". Ponadto można było usłyszeć takie hity jak "Otherside", "Snow ((Hey Oh))", czy "Californication". Grupa promowała swoją nową płytę "The Getaway" kawałkami takimi jak "Detroit", "Dark Necessities" czy fenomenalne "Go Robot". Ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu Red Hot Chili Peppers podczas open'erowego koncertu nie zagrali "Scar Tissue", mojej ulubionej piosenki. Ogólnie mam wrażenie, że panowie dali występ trochę na pół gwizdka. Anthony Kiedis nie zabiegał o kontakt z publicznością i niespecjalnie przykładał się do śpiewania. Mam też wrażenie, że kilka razy pomylił się w tekście. To co mnie irytowało w tym koncercie RHCP to długie ciche przerwy pomiędzy piosenkami. Nie wiem tylko czy to kwestia kondycji leciwych muzyków, czy też lenistwa. Usłyszałam może ze dwa jammy - pierwszy w stylu intro do "Magic Johnson" gdzieś na początku koncertu, a drugim było intro do "Californication", które Flea zagrał z Joshem i które było łudząco podobne do tego z legendarnego koncertu w Slane Castle wówczas jeszcze z Frusciante na pokładzie. Klinghoffer w pewnym momencie zaśpiewał i zagrał solo cover utworu Arthura Rusella - "Close My Eyes" i muszę przyznać, że oniemiałam. Nie sądziłam, że ten cichutki, nieśmiały, wiecznie kryjący się gdzieś z tyłu gitarzysta dysponuje takim głosem. Niestety zatarł dobre wrażenie podczas swojego drugiego solowego występu. Tuż przed powrotem Red Hot Chili Peppers na bisy, na scenie pojawił się Josh, który samodzielnie wykonał cover utworu "Warsaw" Davida Bowiego. Zrobił to jednak tak, jakby chciał zamanifestować swój bunt przeciwko ciągłym żądaniom powrotu Johna do składu RHCP, wykonując utwór "Warsaw" w stylu twórczości Frusciante z czasów "Niandra Lades and Usually Just a T-Shirt" - okropnie jęcząc i zawodząc. Na bis Flea wszedł na scenę na rękach. Podczas koncertu on chyba jako jedyny chętnie zagadywał do publiczności, wspominał, że w Gdyni przywitał ich piękny wschód Słońca, a że miał świadomość trwającego właśnie meczu piłki nożnej, w przerwie pomiędzy piosenkami piękną polszczyzną zaintonował "Polska, biało-czerwoni":
Pośród utworów zagranych na Open'er Festival 2016 na szczęście zabrakło tych z niezbyt udanej płyty "I'm With You", ale niestety też wielu innych, przebojowych piosenek. Red Hoci zagrali moim zdaniem za dużo kawałków z nowej płyty. Koncert w Gdyni był trzecim koncertem Red Hot Chili Peppers w Polsce i chyba był najmniej satysfakcjonującym. Tylko Chad Smith zadał sobie trud, aby podziękować fanom za polskie spotkanie. Mam nadzieję, że zespół wkrótce ponownie odwiedzi nasz kraj i tym razem zagra jakiś przedługi, samodzielny gig.
Po zakończeniu koncertu Red Hot Chili Peppers udałam się jeszcze do Tent Stage, gdzie od 23:30 trwał koncert grupy Beirut. Jest to amerykański zespół założony przez Zacha Condona grający folkową, alternatywną, brzmiącą nieco bałkańsko muzykę. Gdy dotarłam na miejsce, akurat trafiłam na moją ulubioną piosenkę "Postcards From Italy". Uwielbiam płytę "Gulag Orkestar" z której pochodzi. Wokalista był zachwycony ciepłym przyjęciem w Polsce, do tego stopnia, że gdyńska publiczność usłyszała na żywo piosenkę niegraną przez zespół na koncertach od kilku lat. Koncert Beirut na Open'er Festival był genialny w swej prostocie. Skromne ukulele i trąbka stworzyły lepsze widowisko niż najwymyślniejsze wizualizacje. Koncert był instrumentalny i bardzo klimatyczny. Cieszę się, że w końcu mogłam na żywo posłuchać muzyki Zacha Condona i jego kompanów. Tym występem zakończyłam swój drugi dzień Open'era.
III dzień Open'er Festival
1 lipca 2016
Trzeciego dnia Open'er Festival celowałam głównie w koncert Nothing But Thieves. Na blogu znajdziecie recenzję debiutanckiego albumu tej grupy. W drodze do Tent Stage minęłam Wiz Khalifa występującego na głównej scenie. Nie słucham jego muzyki, ale znam jedną piosenkę "Young, Wild & Free" i akurat dane było mi ją usłyszeć. Z tego co wiem Wiz Khalifa wystąpił już na Open'erze w 2012 roku.
Koncert Nothing But Thieves rozpoczął się o 20:30 w namiocie. Miałam już przyjemność posłuchać ich na żywo jesienią ubiegłego roku w Proximie. Spisali się wówczas znakomicie i byłam bardzo ciekawa jak wykażą się na festiwalowym koncercie. Nie zawiedli. Zagrali prawie wszystkie piosenki ze swojej debiutanckiej płyty "Nothing But Thieves" - w tym "Lover, Please Stay", którego podobno nie grają na festiwalach. Na Open'erze zrobili wyjątek. NBT nie ukrywają, że mają słabość do polskiej publiczności, ich koncert w Gdyni był chyba szóstym w naszym kraju. Grupa przygotowała dla swoich fanów niespodziankę w postaci coveru "Where Is My Mind" Pixies. Zaimponowali mi tym wykonaniem. Koncert Nothing But Thieves na Open'er Festival był bardzo energiczny i można się było tam porządnie wyszaleć. Mam nadzieję, że wkrótce panowie skończą trasę koncertową i zabiorą się za pracę nad drugą płytą, bo wielka kariera przed nimi.
O koncert LCD Soundsystem zahaczyłam dosłownie na chwilę, bo ostatecznie udałam się do Tent Stage na chill przy muzyce Korteza. Frekwencja była spora, do tego stopnia, że udało mi się dostać jedynie do telebimu stojącego na zewnątrz namiotu. Występ Korteza był mocno akustyczny i słabo nagłośniony - idealny aby nieco odpocząć po trzech dniach festiwalu. Kortez niedawno wydał swój debiutancki album "Bumerang", ale nie kupię go dopóki cena nie spadnie poniżej ceny albumów polskich artystów goszczących na polskiej scenie muzycznej dłużej niż Federkiewicz (chodzi mi konkretnie o winyl). Rozumiem, że ma wyjątkową historię, zbiera nagrodę za nagrodą i choć podoba mi się jego twórczość, to nie przyłożę ręki do tego szaleństwa.
Po koncercie Korteza udałam się pod scenę głowną, gdzie o północy rozpoczynał się występ Sigur Rós. Kojąca muzyka w towarzystwie ferii kolorowych wizualizacji była dla mnie kojącym zwieńczeniem przedostatniego dnia jubileuszowej, piętnastej edycji Open'er Festivalu.
IV dzień Open'er Festival
2 lipca 2016
Czwarty i ostatni dzień Open'er Festival 2016 rozpoczęłam od koncertu Terrific Sunday. Muzyka tych chłopaków wpadła mi w ucho podczas supportowania przez nich Nothing But Thieves podczas wcześniej wspomnianego koncertu w Proximie 8 listopada 2015 roku. Jest to pochodzący z Polski zespół grający niezły indie rock. Widać było, że występ na głównej scenie Open'era nieco ich stresuje, ale obronili się muzycznie. Trzymam kciuki, aby wkrótce pojawili się tam o bardziej prestiżowej godzinie.
Tego dnia chciałam jeszcze wpaść na koncert The 1975 , żeby sprawdzić w którą stronę powędrowała ich twórczość od czasu koncertu w Palladium w 2014 roku. Niestety nie było mi to dane, bo na terenie Open'er Festivalu nastąpiło gwałtowne załamanie pogody i przez ulewny deszcz koncert The 1975 został przesunięty w czasie. Nie mogłam pozwolić sobie na czekanie, bo kolidowałoby to z koncertem grupy At the Drive-In , który to zwabił mnie tego dnia na Open'era.
Zespół At the Drive-In miał wystąpić w namiocie o 19:00 jednak pojawił się na scenie z dwudziestominutowym poślizgiem. Warto jednak było poczekać. To co Cedric Bixler-Zavala i Omar Rodriguez-Lopez wyrabiali na scenie było czystym szaleństwem. Publiczność w niczym im nie ustępowała. Nic dziwnego, że grupa ostatnio odwołała część koncertów ze względu na stan zdrowia wokalisty. Jeżeli co występ tak zdziera głos to dziwię się, że jeszcze w ogóle może śpiewać. Fani At the Drive-In mogli usłyszeć w Gdyni takie piosenki jak "One Armed Scissor", "Arcarsenal" czy "Pattern Against User". Koncert był bardzo krótki, ale intensywny. Mogę powiedzieć, że była to największa petarda na Open'er Festival 2016. Widać było, że muzykom schlebia ciepłe przyjęcie przez polską publiczność. Cedric pochwalił się, że At the Drive In pracują nad nową płytą i z pewnością wpadną do Polski na koncert promujący owe wydawnictwo. Cieszę się, że gdyński występ się odbył i miałam możliwość w nim uczestniczyć. Nie mogę się doczekać, kiedy hardcore'owa grupa ponownie odwiedzi nasz kraj.
W sumie koncert At the Drive-In był moim ostatnim koncertem na piętnastej edycji Open'er Festival 2016. Tego dnia na scenie głównej występowali jeszcze Bastille i Pharrell Williams, ale ich omijałam z daleka. Zwieńczeniem jubileuszowej, piętnastej edycji Open'era był pokaz sztucznych ogni o północy.
Podsumowując moje wrażenia z tegorocznego Open'er Festivalu - ceny karnetów dogoniły już europejskie festiwale, ale jeszcze nieco odstaje on od nich line-upem. Najbardziej interesujące mnie gwiazdy zostały upchnięte w dwa pierwsze dni festiwalu, a w dwa pozostałe dni było już dla mnie mniej interesująco. Dzięki nowemu sponsorowi tytularnemu przekrój festiwalowych gwiazd był bogatszy niż w poprzednich latach, ale ja chciałabym jeszcze więcej. Ku mojej uciesze, smartphonowcy nie są już tak uciążliwi jak w poprzednich latach, coraz mniej osób które cierpliwie nagrywają całe koncerty na swoich telefonach. Festiwalowicze poszli po rozum do głowy i tam też kodują swoje wspaniałe wspomnienia. Open'erze, idziesz w bardzo dobrą stronę. W przyszłym roku sypnij nieco więcej gwiazd i postaraj się, aby pracownicy bardziej dbali o komfort uczestników, a wszystko będzie dobrze.
Jeżeli podobała Ci się moja relacja z festiwalu daj mi o tym znać i polub mój profil na Facebooku.
Tegoroczny Open'er Festival należał do deszczowych. Poniżej prezentuję Wam piękną tęczę jaka ukazała się po koncercie PJ Harvey nad terenem festiwalu.
Ktoś z Was bawił się ze mną na Open'er Festival w 2016 roku? Jakie koncerty udało się Wam zobaczyć?
Byłam na cztery dni i chętnie wrócę za rok. Transport na miejsce i z powrotem strasznie mnie męczył, ale koncerty sporo wynagradzały.
OdpowiedzUsuńU mnie relacja z pierwszego dnia. W kolejne dni dojdą następne -> the-rockferry.blog.onet.pl
Dojazd był uciążliwy, ale było o niebo lepiej niż choćby w poprzednim roku :)
UsuńW zeszłym roku byłam tylko ostatniego dnia i bez problemu dojechałam, choć to może dlatego, że zależało mi by być na Skubasie, który otwierał Main Stage.
UsuńZależy jaką muzykę się lubi, ale dla mnie na papierze 4 dzień wyglądał najsłabiej. Grimes ciężko się słucha, Pharrell przereklamowany, od Chvrches to już w ogóle trzymam się z daleka - a mimo wszystko byłam pozytywnie zaskoczona ich występami.
// the-rockferry.blog.onet.pl
Dla osoby żyjącej w Trójmieście open'er jest okropny. SKM-ki przepełnione, mnóstwo ludzi dosłownie wszędzie. :D
OdpowiedzUsuńByłam tego świadkiem, współczuję mieszkańcom Trójmiasta podczas Open'era. Całe szczęście to tylko 4 dni :)
UsuńNo na szczęście. ;)
UsuńOstatni raz bylem na opku o zgrozo 5 lat temu, na 10 latce, wowczas stwierdzilem ze festiwal idzie w dziwnym kierunku i przestalem sie interesowac kolejnymi edycjami
OdpowiedzUsuńW tym roku z racji tego ze moja lepsza polowka od 11 lat chodzi regularnie postanowilem odswiezyc trase na Babie Doly
I jestem okrutnie zadowolony, takie koncerty jak Pj Harvey, Beirut, Rysy, Zamilska mnie rozniosly, co prawda zawsze szydze z "wiankidlaFlorence" ale zawsze Welch'owa potrafi mnie zaczarowac
To co mnie irytowalo to wielkie bandy nastolatkow, moze sie zestarzalem troche ale staralismy sie trzymac jak najdalej od nich, zbyt glosni halasliwi, jedyne co ich interesowalo to pierdyliard selfiaczkow
1 dnia festiwalu spedzilismy 2,5 godziny czekajac po opaski, masakra, pozniej bylo tylko lepiej
Musze przyznac ze ten festiwal dojrzewa i znajduje swoja droge, organizatorzy zrozumieli ze konkurencja nie spi, polacy masowo jezdza juz za granice na podobne festiwale muzyczne wiec musza dopieszczac kazdy szczegol aby zachecac nowych i utrzymac obecnych festiwaliwoczow
Do zobaczenia na Open'erze 2017 !!
Poza kilkoma pojedynczymi wyjątkowymi koncertami w tych ciągu 5 lat za wiele nie straciłeś. Podczas tej edycji takich występów było sporo. Nastolatki też mnie momentami irytowały, ale na to przymykam oko, bo ja pewnie w ich wieku również działałam ludziom na nerwy. Co do "selfiaczków" to niestety nie tylko przywar młodzieży. Mnóstwo osób było na Open'erze nie dla muzyki, a dlatego, że coś się działo i oczywiście trzeba było to wszystko uwiecznić przeszkadzając innym w zabawie. Z tymi opaskami rzeczywiście powinni coś zrobić, bo ich wymiana trwa zdecydowanie za długo. Mam nadzieję, że w 2017 roku będzie jeszcze lepiej ;)
UsuńBardzo fajna relacja! Zapraszam również na mojego bloga i do przeczytania moich wrażeń z tegorocznego Open'era :) >> http://podrozemuzyczne.blogspot.com/2016/07/opener-festival-2016-pamietnik-podrozy.html
OdpowiedzUsuńA czy mozna po koncertach robić zdjęcia z piosenkarzami czy raczej nie?
OdpowiedzUsuńZazwyczaj na terenie festiwalu był specjalny namiot, w którym o konkretnej godzinie pojawiali się wybrani artyści. W tym roku z tego co pamiętam podobne spotkania ograniczyły się tylko do polskich artystów.
UsuńBardzo fajny, szczery felieton:). Gratulacje- tak trzymaj:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń