Where's The Revolution? W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie zadane w tytule jednej z piosenek pochodzącej z ich nowego albumu 'Spirit', Depeche Mode dotarli aż nad Wisłę, gdzie ostatnimi czasy nie można narzekać na brak wrażeń. 21 lipca 2017 roku zespół zagrał koncert w Polsce, dokładnie na Stadionie Narodowym w Warszawie. Byłam tam i zapraszam Was do dalszej części artykułu, w którym czeka na Was szczegółowa relacja z tego występu.
Choć koncert Depeche Mode rozpoczynał się dopiero o 20:45, to na Stadionie Narodowym pojawiłam się już dwie godziny wcześniej. Spowodowane to było tym, iż posiadałam bilet na górne trybuny, na które miejsca były nienumerowane i aby znaleźć w miarę dogodną lokalizację, wcześniejsza obecność była niezbędna.
O 19:30 na scenie pojawiła się Maya Jane Coles, która występowała w roli supportu przed koncertem Depeche Mode. To pochodząca z Londynu DJ-ka i producentka o brytyjsko-japońskich korzeniach specjalizująca się w deep house, elektronice i dubstepie. Gatunki, w których Maya Jane Coles czuje się jak ryba w wodzie to kompletnie nie moja bajka, dlatego podaruję sobie szczegółową analizę jej występu. Wspomnę tylko, że na początek zapodała bas, który natychmiast wyrwał mnie z letargu w który zapadłam w trakcie oczekiwania na koncert Depeche Mode i który sprawił, że Stadion Narodowy i pół Saskiej Kępy drżały w posadach. Jej performance obfitował w osobliwe dźwięki i psychodeliczne animacje. Może Wy moglibyście w komentarzach opowiedzieć mi więcej o zaletach twórczości Mayi? Ja ze swoją znajomością tworzących elektronikę artystów mogę ją porównać co najwyżej do Rossa z Przyjaciół grającego na keyboardzie :)
Po zakończonym występie DJ-ki, zgromadzona na Narodowym publiczność urozmaicała sobie czekanie na gwiazdę wieczoru m.in. poprzez tworzenie meksykańskiej fali przechodzącej nie tylko przez trybuny stadionu, ale również przez płytę. Widownia nawet nie potrzebowała muzyki, żeby świetnie się bawić.
W międzyczasie na telebimach został wyświetlony spot promujący współpracę Depeche Mode z marką Hublot, która ma na celu wspieranie organizacji charytatywnej, której misją jest doprowadzenie czystej i zdatnej do picia wody do ludzi mieszkających w państwach rozwijających się.
Emocje rosły z minuty na minutę i gdy napięcie zaczęło sięgać zenitu, Stadion Narodowy wypełniły dźwięki hitu The Beatles pt. 'Revolution'. Publiczność oszalała, świadoma tego, że podczas trasy 'Global Spirit Tour' to właśnie ten utwór rozpoczyna koncert Depeche Mode. Wkrótce na scenie zaczęli pojawić się członkowie zespołu: Dave Gahan, Martin Gore i Andrew Fletcher, co tylko spotęgowało euforię wśród widzów.
Swój show na Depeche Mode rozpoczęli od pochodzącego z nowej płyty utworu 'Going Backwards'. Nie była to jedyna piosenka z albumu 'Spirit', której tego wieczoru można było posłuchać na Stadionie Narodowym. Zespół wykonał jeszcze: 'Cover Me', 'So Much Love' oraz 'Poison Heart'. Podczas 'Where's the Revolution' miała miejsce zaplanowana akcja fanowska - sympatycy zespołu w trakcie tej piosenki żwawo wymachiwali czerwonymi balonami. Z trybun doskonale było widać niezwykły efekt tego happeningu.
W trakcie trwania wykonywanego przez Martina Gore utworu 'Home' spostrzegłam, że pochodzący z niego riff przypomina mi ten z kawałka 'Black' Pearl Jam. Zaczęłam się nawet zastanawiać, który utwór powstał wcześniej i czy ktoś tu może kogoś nie splagiatował. Szybko jednak zostałam wyciągnięta z zadumy przez kilkudziesięciotysięczny tłum, który nucąc a capella tę charakterystyczną melodię natychmiast przypomniał mi, że jednak jest to oryginalna kompozycja Depeche Mode. To było niesamowite! Takie akcje zawsze mnie wzruszają. Dzięki temu w jednej chwili przeniosłam się do koncertu Pearl Jam podczas Open'er Festival w 2010 roku, kiedy to publiczność nucąca wcześniej wspomniany motyw z 'Black' wywarła na mnie ogromne wrażenie. Do tej pory jest to jedno z moich ulubionych koncertowych wspomnień i jestem bardzo wdzięczna wszystkim zgromadzonym 21 lipca 2017 roku na Stadionie Narodowym za powtórkę tych niesamowitych wrażeń.
Podczas koncertu Depeche Mode w Warszawie bez problemu można było wytropić 'fanów jednej piosenki'. Gdy tylko zabrzmiały pierwsze dźwięki 'Enjoy The Silence' ci natychmiast poderwali się z siedzeń i z wigorem podrygiwali delektując się tym chwilowym powrotem do czasów swojej młodości :) Był to kluczowy moment występu i od tej pory nawet najbardziej zasiedzieli widzowie ruszyli do aktywnej zabawy.
Główną część koncertu zamknął utwór 'Never Let Me Down Again' z 'Music for the Masses'. Podczas tej piosenki miała miejsce druga akcja fanowska - tysiące fluorescencyjnych bransoletek i glowsticków poszybowało w górę, upiększając morze rąk machających w rytm dyktowany przez Gahana. Wspaniale to wyglądało.
Depeche Mode bardzo szybko wrócili na scenę aby wykonać m.in. 'Somebody', podczas którego Stadion Narodowy został nastrojowo rozświetlony przez zgromadzonych słuchaczy. Był to jeden z z nielicznych tego wieczoru utworów śpiewanych przez Martina Gore. W trakcie bisu zespół zagrał także cover utworu 'Heroes' Davida Bowiego. Zabrakło mi w nim jednak charakterystycznej dla oryginału dynamiki. Ostatnim utworem wykonanym podczas koncertu Depeche Mode w Warszawie był hitowy 'Personal Jesus'. Na koniec spełniony zespół pożegnał się z uszczęśliwioną publicznością i zniknął za sceną.
Tego wieczoru członkowie Depeche Mode byli w znakomitej formie. Wystrojony w cekinową kamizelkę i buty Dave Graham pokazał, że jest dziką, sceniczną bestią prezentując przy każdej możliwej okazji wymyślną choreografię. Mogłam to zobaczyć tylko dzięki temu, że co jakiś czas na telebimach zamiast animacji był wyświetlany obraz ze sceny. Siedząc choćby w połowie stadionu ciężko by było bez tego dostrzec zespół. Frontman grupy krzyczał: 'Warszawo, jesteś najlepsza!', dziękując na każdym kroku fanom za zaangażowanie podczas występu.
Setlista trasy koncertowej 'Spirit' jest dosyć stała i zespół zbytnio w nią nie ingeruje. Zabrakło mi jednak takich hitów jak 'Policy of Truth', 'Dream On' czy kultowego 'Just Can't Get Enough' :) Cóż, może podczas któregoś z następnych koncertów uda mi się ich posłuchać. Depeche Mode wrócą do nas już w 2018 roku, gdzie zagrają aż trzy koncerty - 7 lutego w Krakowie, 9 lutego w Łodzi i 11 lutego w Gdańsku. Wybierzecie się na któryś z nich?
Przyznam, że zastanawiałam się, czy zespół w jakiś sposób nawiąże do śmierci Chestera Benningtona, który to był jego ogromnym fanem. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
Był to dla mnie dotychczas największy samodzielny koncert w jakim brałam udział, a wiecie, że pojawiam się na nich często. Był to także dla mnie pierwszy w życiu występ Depeche Mode na żywo. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak niesamowitą społeczność tworzą fani tej grupy. Poobserwowałam ich trochę podczas oczekiwania na koncert :) Wśród publiczności z trudem można było dostrzec słuchaczy, których strój w jakiś sposób nie nawiązywał do zespołu. Co rusz potencjalnie przypadkowi przychodnie zaczepiali się, po czym rozentuzjazmowani wymieniali miedzy sobą kilka zdań. Widać, że spędzili razem niejeden występ i niejeden zlot fanów DM. Bije od nich serdeczność, a zamiłowanie do jednego zespołu aż się w nich gotuje, co potrafią przekuć na niesamowitą atmosferę podczas koncertu. Fani Depeche Mode, jesteście super! Zabawa pośród Was to czysta przyjemność :) Pozytywnemu klimatowi imprezy sprzyjał z pewnością brak Golden Circle, który to zazwyczaj dzieli fanów nie ze względu na czynny czy też nie udział w koncercie, a na zasobność ich portfeli. Publiczność była bardzo zaangażowana, a ci nieliczni, którzy nie mieli ochoty na tańce po prostu stali z tyłu. Tak powinien wyglądać każdy występ.
Czy ktoś z Was bawił się na tym koncercie ? Jakie są Wasze wrażenia?
Jeżeli podobała Ci się moja relacja z występu Depeche Mode, będzie mi bardzo miło, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku. Możesz tam też skomentować ten artykuł lub poniżej (anonimowo i bez logowania).
Jeżeli chciałbyś abym zrelacjonowała koncert lub zrecenzowała album skontaktuj się ze mną przez FB lub poprzez e-mail.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do wymiany opinii :) Dziękuję za wszystkie komentarze :)