José González wystąpił w Warszawie w klubie Progresja Music Zone 6 listopada 2015. Serdecznie zapraszam Was na moją relację z tego wydarzenia.
José González to pochodzący ze Szwecji wokalista, gitarzysta i kompozytor o chilijskich korzeniach. Pierwszy raz z jego twórczością spotkałam się w popularnej kilka lat temu reklamie telewizorów Sony Bravia. Zaaranżowany przez José cover "Heartbeats" z repertuaru The Kinife w połączeniu z czarującym obrazem setek tysięcy kolorowych, kauczukowych piłeczek skaczących po ulicy w San Francisco zrobił na mnie ogromne wrażenie. Od tamtej pory marzyłam, aby posłuchać tego wykonania na żywo i choć José González wystąpił w Polsce już 5 razy, to marzenie udało mi się spełnić dopiero 6 listopada 2015 roku. Kojarzycie tę reklamę?
Koncert odbył się w warszawskim klubie muzycznym Progresja Music Zone. W roli supportu wystąpiła Jessica Pratt. Jest to pochodząca ze Stanów Zjednoczonych piosenkarka i kompozytorka grająca muzykę z gatunku freak-folk. Jak dotąd wydała dwa albumy - "Jessica Pratt" w 2012 roku roku oraz "On Your Own Love Again" w 2015 roku. W Progresji zagrała akustyczny, bardzo klimatyczny koncert. Akompaniowała sobie gitarą klasyczną, a na scenie towarzyszył jej jedynie drugi gitarzysta. Jej twórczość porównywana jest do twórczości Joni Mitchell, mi osobiście momentami przypominała również Nouvelle Vague. Koncert Jessici Pratt w Progresja Music Zone był bardzo melodyjny i niezwykle relaksacyjny - idealny wstęp do nadchodzącego koncertu gwiazdy wieczoru - José Gonzáleza.
José González pojawił się na scenie chwilę po 21:00 wraz z zespołem. Towarzyszyli mu drugi gitarzysta, klawiszowiec, perkusista oraz człowiek grający na bongo :) Występ rozpoczął się od fenomenalnego utworu "Crosses" . Podczas koncertu można było usłyszeć utwory ze wszystkich dotychczas wydanych płyt artysty: "Veneer" z 2003 roku, "In Our Nature" z 2007 roku oraz z "Vestiges & Claws" z wydanej w lutym 2015. Nie zabrakło oczywiście fenomenalnie zaaranżowanych coverów jak np. "Teardrop" z repertuaru Massive Attack, czy wcześniej wspomnianego "Heartbeats" z repertuaru The Knife. Występ był magiczny, José González ma bardzo ciepły i miły dla ucha głos. W połączeniu ze spokojną, instrumentalną muzyką pozostawia bardzo dobre wrażenie. Artysta zaserwował publiczności krótki bis, po czym zszedł ze sceny.
Na nieszczęście w koncertowej sali Progresja Music Zone znajduje się bar, który niestety nieco psuł doznania muzyczne. Wszystko przez dobiegające stamtąd odgłosy trzaskającego szkła. Może przy rockowym koncercie nie było by to zauważalne, jednak przy niemal akustycznym występie irytowało mnie ogromnie. Przez bar, pod sceną znalazło się mnóstwo słuchaczy z jakimś napojem w dłoni. Amatorzy piwa nie musieli się dużo nachodzić w poszukiwaniu trunku. W innych klubach takie zjawisko występuje na znacznie mniejszą skalę. Mam nadzieję. że José González nie pomyślał sobie, że nie da się go słuchać na trzeźwo ;)
Była to moja pierwsza wizyta w klubie Progresja Music Zone. Sam koncert był rewelacyjny, ale samego klubu nie będę najlepiej wspominać. Na samym wejściu przywitał mnie bar z niemiłą obsługą. Następnie zostałam niedbale przeszukana przez znudzoną i opryskliwą ochronę, po czym sprawdzono mi bilet i założono opaskę. Dziewczyna w szatni pracowała chyba za karę. Nie dość, że była to jedna z najdroższych klubowych szatni, to przy wydawaniu ludzie masowo otrzymywali nieswoje rzeczy. Do tego ten bar pod samym nosem artystów. Kiepskie wrażenia. Klub Progresja Music Zone ma potencjał, ale powinni coś zrobić ze swoją załogą i dokładniej sprawdzać co kto wnosi na teren klubu.
Znacie José Gonzáleza? Kojarzycię tę reklamę? A może byliście na tym koncercie?
José González pojawił się na scenie chwilę po 21:00 wraz z zespołem. Towarzyszyli mu drugi gitarzysta, klawiszowiec, perkusista oraz człowiek grający na bongo :) Występ rozpoczął się od fenomenalnego utworu "Crosses" . Podczas koncertu można było usłyszeć utwory ze wszystkich dotychczas wydanych płyt artysty: "Veneer" z 2003 roku, "In Our Nature" z 2007 roku oraz z "Vestiges & Claws" z wydanej w lutym 2015. Nie zabrakło oczywiście fenomenalnie zaaranżowanych coverów jak np. "Teardrop" z repertuaru Massive Attack, czy wcześniej wspomnianego "Heartbeats" z repertuaru The Knife. Występ był magiczny, José González ma bardzo ciepły i miły dla ucha głos. W połączeniu ze spokojną, instrumentalną muzyką pozostawia bardzo dobre wrażenie. Artysta zaserwował publiczności krótki bis, po czym zszedł ze sceny.
Na nieszczęście w koncertowej sali Progresja Music Zone znajduje się bar, który niestety nieco psuł doznania muzyczne. Wszystko przez dobiegające stamtąd odgłosy trzaskającego szkła. Może przy rockowym koncercie nie było by to zauważalne, jednak przy niemal akustycznym występie irytowało mnie ogromnie. Przez bar, pod sceną znalazło się mnóstwo słuchaczy z jakimś napojem w dłoni. Amatorzy piwa nie musieli się dużo nachodzić w poszukiwaniu trunku. W innych klubach takie zjawisko występuje na znacznie mniejszą skalę. Mam nadzieję. że José González nie pomyślał sobie, że nie da się go słuchać na trzeźwo ;)
Była to moja pierwsza wizyta w klubie Progresja Music Zone. Sam koncert był rewelacyjny, ale samego klubu nie będę najlepiej wspominać. Na samym wejściu przywitał mnie bar z niemiłą obsługą. Następnie zostałam niedbale przeszukana przez znudzoną i opryskliwą ochronę, po czym sprawdzono mi bilet i założono opaskę. Dziewczyna w szatni pracowała chyba za karę. Nie dość, że była to jedna z najdroższych klubowych szatni, to przy wydawaniu ludzie masowo otrzymywali nieswoje rzeczy. Do tego ten bar pod samym nosem artystów. Kiepskie wrażenia. Klub Progresja Music Zone ma potencjał, ale powinni coś zrobić ze swoją załogą i dokładniej sprawdzać co kto wnosi na teren klubu.
Znacie José Gonzáleza? Kojarzycię tę reklamę? A może byliście na tym koncercie?
oo nie znamy, ale zaraz posłuchamy:):)
OdpowiedzUsuńNie znam, ale zaraz to nadrobię :) !
OdpowiedzUsuń