W dniach 2-5 lipca odbyła się XIII edycja Open'er Festivalu. Jak wiecie z poprzedniego posta miałam okazję w niej uczestniczyć. Tak jak sądziłam, tegoroczna odsłona bez tytularnego sponsora znacznie różniła się od poprzednich. Zapraszam na moją, mocno opóźnioną relację z Open'era 2014 :)
Jak wspominałam, była to moja 5 edycja Open'era, w tym roku miałam możliwość uczestniczenia we wszystkich czterech dniach festiwalu ( patrząc wstecz zdarza mi się regularnie co dwa lata, mam więc do czego się odnosić :) ). Jeżeli nie jesteście zainteresowani tym jak tegoroczna edycja wyglądała od strony technicznej, przejdźcie od razu do akapitu DZIEŃ 1 :)
Jak wspominałam, była to moja 5 edycja Open'era, w tym roku miałam możliwość uczestniczenia we wszystkich czterech dniach festiwalu ( patrząc wstecz zdarza mi się regularnie co dwa lata, mam więc do czego się odnosić :) ). Jeżeli nie jesteście zainteresowani tym jak tegoroczna edycja wyglądała od strony technicznej, przejdźcie od razu do akapitu DZIEŃ 1 :)
ORGANIZACJA
Wymieniłam karnet na opaskę już przy Dworcu Głównym w Gdyni. Otrzymałam kompaktową mapkę wybrzeża, tradycyjnie małą wodę oraz nieporęczny przewodnik po festiwalu w tym roku bez charakterystycznej smyczy i nie w formie książeczki :( Jak zwykle, na teren festiwalu dostałam się jednym z Open'erowych bezpłatnych autobusów. Tradycyjnie, już przed wejściem na teren lotniska przeszukiwano osoby z większymi bagażami. Droga do miasteczka festiwalowego wypełniona jest licznymi namiotami z jedzeniem i napojami, jednak brak sponsora tytularnego dał o sobie znać w postaci podwyżek cen dóbr konsumpcyjnych, co skutecznie zniechęcało do zakupów. Kolejnym świadectwem na to, że w tym roku w Open'erowej kasie hajs się nie zgadzał był ubogi line-up. Mikołaj Ziółkowski podkreślał, że podczas tegorocznej edycji zagrało najwięcej wykonawców w historii, jednak wolałabym, żeby zredukował ich ilość na korzyść jakości. W poprzednich edycjach bywało, że na scenie głównej i np. w namiocie odbywały się jednocześnie dwa wspaniałe koncerty na których bardzo chciałam być i musiałam podjąć trudną decyzję, który z nich wybrać. W tym roku organizator oszczędził mi takich dylematów, często bywałam na koncertach jakichś niszowych zespołów tylko dlatego, że nie było żadnej mainstreamowej alternatywy. Od tego typu doznań mamy wspaniały OFF Festival. Quo vadis, Openerze?
Partnerzy imprezy postarali się, aby wyskubać z festiwalowiczów jak najwięcej pieniędzy. Bon festiwalowy w tym roku kosztował 4 zł, czyli 1 zł więcej niż w moich poprzednich edycjach. Jest to ''openerowa waluta" i tylko nią i AlterkArtą można płacić na terenie festiwalu. Tak więc wartość dwubonowego piwa i coli (przesada) wzrosła z 6 zł do 8 zł za 500 ml. Tylko Tymbark serwował swoje schłodzone soki i rozmaite napoje za 1 bon. Za jego równowartość mogliśmy kupić małą wodę. Spędzając na terenie festiwalu wiele godzin i nie mogąc wnieść własnego prowiantu, oczywistym jest, że człowiek w końcu zgłodnieje i uda się do strefy gastronomicznej. Tam podwyżki najbardziej dały o sobie znać. Przy odrobinie wytrwałości mogliśmy znaleźć małą porcję frytek za 2 bony. Dla głodnych najlepszą opcją był klasyczny Bobby Burger za 3 bony, czyli 12 zł., chees był już droższy o 4 zł itd., aby zachować w miarę "rozsądne" ceny, produkt bazowy był względnie tani.
W tym roku zabrakło na Open'erze charakterystycznego diabelskiego młyna. Pojawiła się za to nowa słomiana instalacja artystyczna. Było także muzeum oraz świetnie przyjęty w ubiegłym roku teatr. Ja pojawiłam się tam głównie dla kilku wyjątkowych artystów, dlatego teraz skoncentruję się na relacjach z koncertów w których brałam udział :)
Podczas pierwszego dnia Open'era dotarłam na teren festiwalu akurat na koncert zespołu Interpol, który rozpoczął się o 20:00 na scenie głównej. Nie uczestniczyło w nim zbyt wiele osób. Być może to dlatego, że był to pierwszy koncert danego dnia na Open'er Stage. W poprzednich edycjach koncerty na scenie głównej rozpoczynały się już o 18:00 i było ich 4, a nie 3. Bardzo lubię twórczość zespołu Interpol, słucham ich regularnie od kilku lat, jednak jak dotąd (mimo kilku okazji) nie widziałam ich na żywo. Okazje te uczyniły z zespołu tzw. ''odgrzewanego kotleta", przez co najwyraźniej publiczność nie była wystarczająco zmotywowana, by pojawić się licznie na tymże występie. Sam koncert był ok, ale nie powalił mnie z nóg. Wspaniale jest usłyszeć na żywo piosenki, które bardzo się lubi, jednak jak na show otwierające letni festiwal było całkiem drętwo. Może byłoby lepiej, gdyby koncert zamiast w tle zachodzącego słońca odbył się w nocy, która zdecydowanie lepiej pasuje do klimatu twórczości Interpolu. Panowie wykonali takie piosenki jak "Evil", "C'mere", "NYC", czy "Obstacle 1". Być może później atmosfera nieco się ożywiła, ja jednak pod koniec tegoż występu udałam się do namiotu, gdzie trwał koncert Metronomy.
Z twórczością grupy Metronomy zetknęłam się w 2011 roku, kiedy to wydana została płyta "The English Riviera", bardzo skutecznie wypromowana singlem "The Bay". Koncert w open'erowym namiocie był bardzo przyjemny. Nie było tłumów, w większości znajdowali się tam oddani fani, śpiewający słowo w słowo każdą piosenkę, świetnie się przy tym bawiąc. Można było usłyszeć takie kawałki jak "The Look", czy "Everything Goes My Way". Nie dane było mi posłuchać wcześniej wspomnianego "The Bay", gdyż pod koniec koncertu wróciłam pod scenę główną, gdzie o 22:00 rozpocząć swój występ miał zespół The Black Keys.
Był to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie koncertów. Uwielbiam ich płytę "Brothers" i pochodzącą z niej piosenkę "Everlasting Light", niestety jej nie zagrali. The Black Keys podczas tego koncertu promowali głównie swoją najnowszą płytę "Turn Blue". Wokalista Dan Auerbach w ciągu koncertu utrzymywał dobry kontakt z widownią. Koncert był świetny. Pomimo kłopotów technicznych, publiczność bawiła się kapitalnie, zwłaszcza przy "Howlin' for You" i oczywiście "Lonelyboy". Długi dystans dzielący namiot w którym odbywał się poprzedni koncert przyczynił się do tego, że zamiast trafić na szalejący pod sceną tłum, znalazłam się w otoczeniu znienawidzonych przeze mnie smartphonowców, którzy zamiast kolekcjonować wspomnienia, muszą każdą sekundę koncertu uwiecznić w swoich telefonach :P Na szczęście wkrótce po Open'erze ogłoszono, że The Black Keys zagrają w Polsce ponownie już 21 lutego 2015 roku. Mam nadzieję, że uda mi się tam pojawić i przeżyć ich występ jak należy. Choć tego dnia na scenie głównej zagrali jeszcze Foster The People, był to mój ostatni koncert.
Tego dnia w miasteczku było zdecydowanie najwięcej ludzi. Główną gwiazdą drugiego dnia festiwalu bez wątpienia był zespół Pearl Jam. Supportował ich zespół MGMT, których koncert był "nijaki" i przeszedł bez większego echa. Eddie Vedder wraz z kolegami na scenie pojawili się po 22:00. Panowie zaczęli z grubej rury kawałkiem "Go". Tym razem miejsce miałam idealne, wszyscy wokół bawili się epicko. Nie zabrakło kawałków z najnowszej płyty jak "Mind Your Manners", "Getaway", czy "Sirens". Wierni fani byli bardzo zadowoleni z setlisty, wykonywane piosenki niemal nie powtarzały się z tymi sprzed 4 lat. Szkoda, bo wspaniale byłoby usłyszeć "Daughter", czy "Black". Eddie co rusz rozśmieszał publiczność komentując to co wyrabia się pod sceną. Koncert był rewelacyjny. Mam nadzieję, że Pearl Jam wkrótce znów odwiedzi Polskę. Nie zastanawiajcie się wówczas ani chwili przed kupnem biletu. Wrażenia z koncertu tej żywej legendy na długo zapadną Wam w pamięci :)
W piątek koncertem wieczoru był dla mnie występ Jack'a White, wspaniałego multiinstrumentalisty z polskimi korzeniami. Jeszcze zanim pojawił się na scenie, na telebimach pojawił się komunikat skierowany do "uwielbianych" przeze mnie koncertowych smartphonowców i na przekór wszystkiemu, akurat ten komunikat postanowiłam sfotografować :) :
Po tym koncercie udałam się do namiotu, gdzie występowała zjawiskowa Banks. Ta amerykańska wokalistka zanim zdążyła wydać swój debiutancki album, podbiła swoimi singlami serca i uszy słuchaczy na całym świecie. W namiocie pojawiło się mnóstwo osób. Poważnie, niejedna gwiazda większego formatu nie zgromadziła tam takiej publiki. Widownia bardzo ciepło ją przyjęła, sama Banks była pod ogromnym wrażeniem tego, jak tłum entuzjastycznie reagował na jej piosenki. Dziękowała na każdym kroku i nie kryła swojego wzruszenia. Osobiście koncert ten zapamiętałam jako godzinę bardzo przyjemnego R&B. Banks jest niezwykle tajemnicza, piękna, świetnie śpiewa, ale jeszcze musi trochę popracować nad ruchami scenicznymi ;) Z pewnością będę uważnie śledziła jej dalszą karierę muzyczną :)
Ostatnim koncertem, w którym uczestniczyłam w piątek był występ Lykke Li na głównej scenie. Późna pora idealnie wpasowała się w klimat tego performance. Artystka wykonała swoje najpopularniejsze piosenki jak "Jerome", "Sadness is a blessing", czy oczywiście "I Follow Rivers". Koncert był względnie krótki. Szkoda, że Lykke nie odwiedziła nas w zeszłym roku, kiedy to miał miejsce największy boom na jej przeboje, bo choć ludzi na koncercie było całkiem sporo, to miałam wrażenie, że byli oni lekko znudzeni i ospali. Być może to wina festiwalowego zmęczenia :P Moim zdaniem występ był poprawny, ale nie zapamiętam go jakoś szczególnie :)
Ostatni dzień Open'er Festivalu 2014 zaczęłam od koncertu zespołu Kaseciarz. Pewnie większość z Was nie słyszała o tej grupie. Ja znam ich tylko dlatego, że rówieśnik z mojego liceum gra tam na perkusji :) Postanowiłam wesprzeć ich swoją obecnością, poza tym byłam bardzo ciekawa jak chłopaki spisują się na żywo. Jak na koncert świeżego, polskiego zespołu było super. Grali w namiocie Alter Stage, gdzie o 17 było piekielnie gorąco i wszelka aktywność fizyczna groziła zapaścią, mimo to nie brakowało chętnych do tanecznych harców :) Wiem, że po koncercie na OFF'ie zebrali bardzo dobre recenzje. Kaseciarz gra muzykę z gatunku surf rock i trzymam kciuki, żeby udało im się utrzymać na fali jak najdłużej.
Następnie udałam się na koncert polskiego trio Domowe Melodie, którzy w zastępstwie The Dumplings zagrali na Here & Now Stage. Panowała tam czysto piknikowa atmosfera, a sam koncert był epicki. Wcześniej słuchałam tych wariatów na YouTube, jednak na żywo są jeszcze bardziej sympatyczni :) Podczas koncertu większość publiki chillowała porozwalana w rozmaitych pozycjach na trawie, jednak po jego zakończeniu wszyscy się podnieśli, aby podziękować za wspaniały występ gromkimi brawami. Zdecydowanie był to jeden z najlepszych występów tegorocznej edycji Open'era :)
Później, w wyśmienitym humorze udałam się do namiotu, gdzie po chwili swój występ rozpoczął Artur Rojek. Był to dla mnie jego drugi koncert w tym roku (poprzednio w Palladium). Playlista była praktycznie taka sama, ale nie dziwi mnie to. W końcu "Składam się z ciągłych powtórzeń" to pierwsza i jak dotąd jedyna płyta w solowym dorobku Artura. Oczywiście większość publiki czekała na "Beksę", która zabrzmiała dopiero pod koniec koncertu. Po tej piosence namiot zaczął momentalnie pustoszeć. Większość ludzi kierowała się na scenę główną, gdzie wkrótce miał się rozpocząć występ Faith No More. Tych, którzy zostali w namiocie, Artur poinformował, że rozmawiał z Pattonem (wokalistą FNM) i że poczekają :) Rojek jest dyrektorem artystycznym OFF Festivalu, więc bez wątpienia ta rozmowa mogła mieć miejsce. Zwłaszcza, że koncert Faith No More faktycznie rozpoczął się później i spokojnie można było przejść ten kawał od namiotu do głównej sceny. Na bis po raz drugi można było usłyszeć "Syreny" oraz "Czas który pozostał". Artur Rojek nie należy do showmanów, jednak miło było znów posłuchać tego niezwykle sympatycznego artysty na żywo :)
Po koncercie byłego frontmana Myslovitz udałam się w kierunku Main Stage, gdzie rozpoczynał się wcześniej wspomniany koncert Faith No More. Większą część tego koncertu spędziłam buszując w strefie gastronomicznej, jednak udało mi się usłyszeć na żywo m,in. "Epic" oraz prawdopodobnie znany Wam cover utworu "Easy". Ludzi było mnóstwo, a atmosfera pod sceną chyba wywarła na zespole pozytywne wrażenie, gdyż zdecydowali się zaserwować publice bis, co jest rzadkością na Open'erze :)
Po koncercie Faith No More udałam się w stronę namiotu, gdzie po północy rozpoczął się długo oczekiwany przeze mnie performance Warpaint. Po drodze zatrzymałam się na chwilę przy Here&Now Stage, gdzie odbywał się występ Bastille, jednakże twórczość tego zespołu choć bardzo entuzjastycznie przyjęta przez publiczność, do mnie nie trafiła kompletnie, dlatego udałam się dalej.
W namiocie udało mi się znaleźć miejsce całkiem blisko sceny. Niecierpliwie odliczałam dni do tego koncertu i byłam bardzo podekscytowana, gdy w końcu usłyszałam dziewczyny z Warpaint na żywo. Występ był krótki, lecz bardzo klimatyczny. Zaczął się od "Keep It Healthy" z najnowszej płyty. Później można było usłyszeć "Bees", czy "Composure". Nie mogło oczywiście zabraknąć hitowego "Undertow". Rodzice Stelli Mozgawy (perkusistki) pochodzą z Polski i najwyraźniej chętnie uczyła się ojczystego języka rodziców, bo chętnie zagadywała do publiczności po polsku :) Było też wspólnie śpiewanie sto lat. Jestem trochę zawiedziona, bo nie usłyszałam "Shadows" czy "Baby", jednak mam nadzieję, że dziewczyny zrekompensują mi to podczas listopadowego koncertu w Warszawie, który został już zapowiedziany.
W wielkim skrócie tak właśnie wyglądał Open'er Festival 2014 z mojej perspektywy. Bez wątpienia była to dla mnie jedna z mniej legendarnych edycji, jednak poszczególne koncerty były epickie i będę je wspominać przez lata :) Liczę na to, że w przyszłym roku artystów będzie mniej, ale za to wyższej klasy. Wybaczcie mi poślizg tej relacji, ale jak zauważyliście podczas wakacji nie miałam kompletnie czasu na blogowanie. Wracam. Tegoroczna jesień przyniesie wiele interesujących koncertów i mam nadzieję, że będę mogła je dla Was zrelacjonować :) Czy ktoś z Was też się bawił w lipcu na Open'erze? :)
W tym roku zabrakło na Open'erze charakterystycznego diabelskiego młyna. Pojawiła się za to nowa słomiana instalacja artystyczna. Było także muzeum oraz świetnie przyjęty w ubiegłym roku teatr. Ja pojawiłam się tam głównie dla kilku wyjątkowych artystów, dlatego teraz skoncentruję się na relacjach z koncertów w których brałam udział :)
DZIEŃ 1 OPEN'ER FESTIVAL 2 LIPCA 2014,
Podczas pierwszego dnia Open'era dotarłam na teren festiwalu akurat na koncert zespołu Interpol, który rozpoczął się o 20:00 na scenie głównej. Nie uczestniczyło w nim zbyt wiele osób. Być może to dlatego, że był to pierwszy koncert danego dnia na Open'er Stage. W poprzednich edycjach koncerty na scenie głównej rozpoczynały się już o 18:00 i było ich 4, a nie 3. Bardzo lubię twórczość zespołu Interpol, słucham ich regularnie od kilku lat, jednak jak dotąd (mimo kilku okazji) nie widziałam ich na żywo. Okazje te uczyniły z zespołu tzw. ''odgrzewanego kotleta", przez co najwyraźniej publiczność nie była wystarczająco zmotywowana, by pojawić się licznie na tymże występie. Sam koncert był ok, ale nie powalił mnie z nóg. Wspaniale jest usłyszeć na żywo piosenki, które bardzo się lubi, jednak jak na show otwierające letni festiwal było całkiem drętwo. Może byłoby lepiej, gdyby koncert zamiast w tle zachodzącego słońca odbył się w nocy, która zdecydowanie lepiej pasuje do klimatu twórczości Interpolu. Panowie wykonali takie piosenki jak "Evil", "C'mere", "NYC", czy "Obstacle 1". Być może później atmosfera nieco się ożywiła, ja jednak pod koniec tegoż występu udałam się do namiotu, gdzie trwał koncert Metronomy.
Z twórczością grupy Metronomy zetknęłam się w 2011 roku, kiedy to wydana została płyta "The English Riviera", bardzo skutecznie wypromowana singlem "The Bay". Koncert w open'erowym namiocie był bardzo przyjemny. Nie było tłumów, w większości znajdowali się tam oddani fani, śpiewający słowo w słowo każdą piosenkę, świetnie się przy tym bawiąc. Można było usłyszeć takie kawałki jak "The Look", czy "Everything Goes My Way". Nie dane było mi posłuchać wcześniej wspomnianego "The Bay", gdyż pod koniec koncertu wróciłam pod scenę główną, gdzie o 22:00 rozpocząć swój występ miał zespół The Black Keys.
Był to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie koncertów. Uwielbiam ich płytę "Brothers" i pochodzącą z niej piosenkę "Everlasting Light", niestety jej nie zagrali. The Black Keys podczas tego koncertu promowali głównie swoją najnowszą płytę "Turn Blue". Wokalista Dan Auerbach w ciągu koncertu utrzymywał dobry kontakt z widownią. Koncert był świetny. Pomimo kłopotów technicznych, publiczność bawiła się kapitalnie, zwłaszcza przy "Howlin' for You" i oczywiście "Lonelyboy". Długi dystans dzielący namiot w którym odbywał się poprzedni koncert przyczynił się do tego, że zamiast trafić na szalejący pod sceną tłum, znalazłam się w otoczeniu znienawidzonych przeze mnie smartphonowców, którzy zamiast kolekcjonować wspomnienia, muszą każdą sekundę koncertu uwiecznić w swoich telefonach :P Na szczęście wkrótce po Open'erze ogłoszono, że The Black Keys zagrają w Polsce ponownie już 21 lutego 2015 roku. Mam nadzieję, że uda mi się tam pojawić i przeżyć ich występ jak należy. Choć tego dnia na scenie głównej zagrali jeszcze Foster The People, był to mój ostatni koncert.
DZIEŃ 2 OPEN'ER FESTIVAL 3 LIPCA 2014
Tego dnia w miasteczku było zdecydowanie najwięcej ludzi. Główną gwiazdą drugiego dnia festiwalu bez wątpienia był zespół Pearl Jam. Supportował ich zespół MGMT, których koncert był "nijaki" i przeszedł bez większego echa. Eddie Vedder wraz z kolegami na scenie pojawili się po 22:00. Panowie zaczęli z grubej rury kawałkiem "Go". Tym razem miejsce miałam idealne, wszyscy wokół bawili się epicko. Nie zabrakło kawałków z najnowszej płyty jak "Mind Your Manners", "Getaway", czy "Sirens". Wierni fani byli bardzo zadowoleni z setlisty, wykonywane piosenki niemal nie powtarzały się z tymi sprzed 4 lat. Szkoda, bo wspaniale byłoby usłyszeć "Daughter", czy "Black". Eddie co rusz rozśmieszał publiczność komentując to co wyrabia się pod sceną. Koncert był rewelacyjny. Mam nadzieję, że Pearl Jam wkrótce znów odwiedzi Polskę. Nie zastanawiajcie się wówczas ani chwili przed kupnem biletu. Wrażenia z koncertu tej żywej legendy na długo zapadną Wam w pamięci :)
DZIEŃ 3 OPEN'ER FESTIVAL 4 LIPCA 2014
W piątek koncertem wieczoru był dla mnie występ Jack'a White, wspaniałego multiinstrumentalisty z polskimi korzeniami. Jeszcze zanim pojawił się na scenie, na telebimach pojawił się komunikat skierowany do "uwielbianych" przeze mnie koncertowych smartphonowców i na przekór wszystkiemu, akurat ten komunikat postanowiłam sfotografować :) :
Powinni wyświetlać coś takiego przed każdym koncertem. Wszędzie. Alleluja! O dziwo komunikat dotarł do publiczności i prośba artysty została uszanowana. Koncert Jack'a White był fenomenalny. Zabrzmiały największe przeboje zarówno z najnowszej, jak i z poprzedniej płyty, m.in. "Lazaretto"i Sixteen Saltines". Oczywiście grał nie tylko utwory ze swojej solowej twórczości, nie mogło zabraknąć kawałków z repertuaru The White Stripes, The Racounters i The Dead Weather. Wisienką na torcie tego koncertu, był zagrany na sam koniec utwór "Seven Nation Army", nie było wówczas pod sceną osoby, która nie nuciłaby charakterystycznej melodii. Jack White odzywał się ze sceny, jednak często ciężko było zrozumieć to, co próbował przekazać publiczności. Uważam, że jest wspaniałym gitarzystą i cieszę się, że mogłam zobaczyć go na żywo po raz kolejny (poprzednio z Death Weather, również na Open'erze).
Po tym koncercie udałam się do namiotu, gdzie występowała zjawiskowa Banks. Ta amerykańska wokalistka zanim zdążyła wydać swój debiutancki album, podbiła swoimi singlami serca i uszy słuchaczy na całym świecie. W namiocie pojawiło się mnóstwo osób. Poważnie, niejedna gwiazda większego formatu nie zgromadziła tam takiej publiki. Widownia bardzo ciepło ją przyjęła, sama Banks była pod ogromnym wrażeniem tego, jak tłum entuzjastycznie reagował na jej piosenki. Dziękowała na każdym kroku i nie kryła swojego wzruszenia. Osobiście koncert ten zapamiętałam jako godzinę bardzo przyjemnego R&B. Banks jest niezwykle tajemnicza, piękna, świetnie śpiewa, ale jeszcze musi trochę popracować nad ruchami scenicznymi ;) Z pewnością będę uważnie śledziła jej dalszą karierę muzyczną :)
Ostatnim koncertem, w którym uczestniczyłam w piątek był występ Lykke Li na głównej scenie. Późna pora idealnie wpasowała się w klimat tego performance. Artystka wykonała swoje najpopularniejsze piosenki jak "Jerome", "Sadness is a blessing", czy oczywiście "I Follow Rivers". Koncert był względnie krótki. Szkoda, że Lykke nie odwiedziła nas w zeszłym roku, kiedy to miał miejsce największy boom na jej przeboje, bo choć ludzi na koncercie było całkiem sporo, to miałam wrażenie, że byli oni lekko znudzeni i ospali. Być może to wina festiwalowego zmęczenia :P Moim zdaniem występ był poprawny, ale nie zapamiętam go jakoś szczególnie :)
DZIEŃ 4 OPEN'ER FESTIVAL 5 LIPCA 2014
Ostatni dzień Open'er Festivalu 2014 zaczęłam od koncertu zespołu Kaseciarz. Pewnie większość z Was nie słyszała o tej grupie. Ja znam ich tylko dlatego, że rówieśnik z mojego liceum gra tam na perkusji :) Postanowiłam wesprzeć ich swoją obecnością, poza tym byłam bardzo ciekawa jak chłopaki spisują się na żywo. Jak na koncert świeżego, polskiego zespołu było super. Grali w namiocie Alter Stage, gdzie o 17 było piekielnie gorąco i wszelka aktywność fizyczna groziła zapaścią, mimo to nie brakowało chętnych do tanecznych harców :) Wiem, że po koncercie na OFF'ie zebrali bardzo dobre recenzje. Kaseciarz gra muzykę z gatunku surf rock i trzymam kciuki, żeby udało im się utrzymać na fali jak najdłużej.
Następnie udałam się na koncert polskiego trio Domowe Melodie, którzy w zastępstwie The Dumplings zagrali na Here & Now Stage. Panowała tam czysto piknikowa atmosfera, a sam koncert był epicki. Wcześniej słuchałam tych wariatów na YouTube, jednak na żywo są jeszcze bardziej sympatyczni :) Podczas koncertu większość publiki chillowała porozwalana w rozmaitych pozycjach na trawie, jednak po jego zakończeniu wszyscy się podnieśli, aby podziękować za wspaniały występ gromkimi brawami. Zdecydowanie był to jeden z najlepszych występów tegorocznej edycji Open'era :)
Później, w wyśmienitym humorze udałam się do namiotu, gdzie po chwili swój występ rozpoczął Artur Rojek. Był to dla mnie jego drugi koncert w tym roku (poprzednio w Palladium). Playlista była praktycznie taka sama, ale nie dziwi mnie to. W końcu "Składam się z ciągłych powtórzeń" to pierwsza i jak dotąd jedyna płyta w solowym dorobku Artura. Oczywiście większość publiki czekała na "Beksę", która zabrzmiała dopiero pod koniec koncertu. Po tej piosence namiot zaczął momentalnie pustoszeć. Większość ludzi kierowała się na scenę główną, gdzie wkrótce miał się rozpocząć występ Faith No More. Tych, którzy zostali w namiocie, Artur poinformował, że rozmawiał z Pattonem (wokalistą FNM) i że poczekają :) Rojek jest dyrektorem artystycznym OFF Festivalu, więc bez wątpienia ta rozmowa mogła mieć miejsce. Zwłaszcza, że koncert Faith No More faktycznie rozpoczął się później i spokojnie można było przejść ten kawał od namiotu do głównej sceny. Na bis po raz drugi można było usłyszeć "Syreny" oraz "Czas który pozostał". Artur Rojek nie należy do showmanów, jednak miło było znów posłuchać tego niezwykle sympatycznego artysty na żywo :)
Po koncercie byłego frontmana Myslovitz udałam się w kierunku Main Stage, gdzie rozpoczynał się wcześniej wspomniany koncert Faith No More. Większą część tego koncertu spędziłam buszując w strefie gastronomicznej, jednak udało mi się usłyszeć na żywo m,in. "Epic" oraz prawdopodobnie znany Wam cover utworu "Easy". Ludzi było mnóstwo, a atmosfera pod sceną chyba wywarła na zespole pozytywne wrażenie, gdyż zdecydowali się zaserwować publice bis, co jest rzadkością na Open'erze :)
Po koncercie Faith No More udałam się w stronę namiotu, gdzie po północy rozpoczął się długo oczekiwany przeze mnie performance Warpaint. Po drodze zatrzymałam się na chwilę przy Here&Now Stage, gdzie odbywał się występ Bastille, jednakże twórczość tego zespołu choć bardzo entuzjastycznie przyjęta przez publiczność, do mnie nie trafiła kompletnie, dlatego udałam się dalej.
W namiocie udało mi się znaleźć miejsce całkiem blisko sceny. Niecierpliwie odliczałam dni do tego koncertu i byłam bardzo podekscytowana, gdy w końcu usłyszałam dziewczyny z Warpaint na żywo. Występ był krótki, lecz bardzo klimatyczny. Zaczął się od "Keep It Healthy" z najnowszej płyty. Później można było usłyszeć "Bees", czy "Composure". Nie mogło oczywiście zabraknąć hitowego "Undertow". Rodzice Stelli Mozgawy (perkusistki) pochodzą z Polski i najwyraźniej chętnie uczyła się ojczystego języka rodziców, bo chętnie zagadywała do publiczności po polsku :) Było też wspólnie śpiewanie sto lat. Jestem trochę zawiedziona, bo nie usłyszałam "Shadows" czy "Baby", jednak mam nadzieję, że dziewczyny zrekompensują mi to podczas listopadowego koncertu w Warszawie, który został już zapowiedziany.
W wielkim skrócie tak właśnie wyglądał Open'er Festival 2014 z mojej perspektywy. Bez wątpienia była to dla mnie jedna z mniej legendarnych edycji, jednak poszczególne koncerty były epickie i będę je wspominać przez lata :) Liczę na to, że w przyszłym roku artystów będzie mniej, ale za to wyższej klasy. Wybaczcie mi poślizg tej relacji, ale jak zauważyliście podczas wakacji nie miałam kompletnie czasu na blogowanie. Wracam. Tegoroczna jesień przyniesie wiele interesujących koncertów i mam nadzieję, że będę mogła je dla Was zrelacjonować :) Czy ktoś z Was też się bawił w lipcu na Open'erze? :)
Youdeetah
nic tylko pozazdrościć
OdpowiedzUsuń___________-
a u mnie?
Ynkee Candle w dużej ilości;)
W tym roku nie byłam ponieważ wybrałam Off festiwal, ale wśród moich znajomych są już rozmowy i plany na kolejny rok, by tam znów zawitać :)
OdpowiedzUsuńAle masz pamięć :) Opisałaś wszystko tak dokładnie, jakby działo się to wczoraj :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nigdy nie byłam niestety
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci takich przeżyć!
OdpowiedzUsuńnigdy nie byłam na tym evencie i po tym dokładnym opisie zastanawiam się czy bym sie połapała w tym wszystkim:D
OdpowiedzUsuńNic tylko Ci pozazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu bardzo chciałam pojechać na Open'era. Teraz ta chęć mi minęła. Może dlatego, że żaden z wykonawców jakoś mnie do siebie nie przekonał? ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że się dobrze bawiłaś:)
OdpowiedzUsuńSuper, może kiedyś i my się wybierzemy..
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała...
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja! Miło się czytało! W tym roku nikt znajomy tam nie pojechal, więc dzięki Tobie mogłam się dowiedzieć, jak było.
Mimo, że mieszkam w Trójmieście już trzeci rok nigdy nie byłam. ;)
OdpowiedzUsuńzazdro!
OdpowiedzUsuńzazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńooo na pewno była to niezapomniana przygoda
OdpowiedzUsuńDopiero po fakcie zorientowałam się, że było kilka występów, na które bym się chętnie wybrała (na moje nieszczęście każdy innego dnia :p)
OdpowiedzUsuńjuż od dwóch lat wybieram i wybrac się nie mogę ...
OdpowiedzUsuńByłam w 2014 roku na Openerze pierwszy raz, więc nie mam porównania do lat poprzednich. Wybrałam się tylko na 1 dzień, na Pearl Jam, bo praca nie pozwalała mi na więcej. Podobało mi się to, że na tym festiwalu było spokojnie i wydaje się bezpiecznie. Mam porównanie do innego - było o wiele gorzej. Zachęcona pozytywnymi wrażeniami - zabieram w roku 2015 swoją 13-letnią córkę.
OdpowiedzUsuń