Royal Blood to pochodzący z Wysp duet rockowy w skład którego wchodzą Mike Kerr (wokalista grający na gitarze basowej) oraz Ben Thatcher (perkusista). O chłopakach zrobiło się w Polsce głośno po zeszłorocznym Open'erze, gdzie podobno roznieśli Alter Stage. Na MTV Rocks co rusz można natrafić na teledysk do Little Monster czy Ten Tonne Skeleton i mam nadzieję, że muzyka Royal Blood przynajmniej obiła się Wam o uszy :)
Gdy zespół ogłosił swój klubowy koncert w Warszawie, postanowiłam się na nim pojawić. Bilety znikały w błyskawicznym tempie i ostatecznie zostały wyprzedane. Ogromne zainteresowanie dało się zauważyć już podczas samego wydarzenia, Palladium dosłownie pękało w szwach.
W klubie pojawiłam się ok 20:00, gdzie właśnie rozpoczynał się koncert supportującego zespołu Mini Mansions. Grupa ta została założona w 2009 w Los Angeles, a tworzą ją Michael Shuman, Tyler Parkford oraz Zach Dawes. Ich występ był świetny i dawno żaden support nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Według mnie w ich twórczość przypomina nieco muzykę Metronomy, ale można w niej usłyszeć także inspiracje hitami rodem z radia Złote Przeboje. Rewelacyjny cover "Heart of Glass" na długo pozostanie w mojej pamięci. Ich występ w Palladium był częścią trasy koncertowej "Death Is A Girl". W 2015 roku panowie planują wydać nowy, drugi w swym dorobku album studyjny. Zespół z całą pewnością jest wart uwagi i mam nadzieję, że jeszcze o nich usłyszymy.
Gdy wybiła 21:00 na scenę w Palladium wkroczył zespół Royal Blood. Zaczęli z grubej rury od kawałka "Come On Over", a pod sceną zapanowało szaleństwo. Po raz pierwszy od bardzo dawna spędziłam koncert poza geriatrycznym podestem na końcu sali i szalałam gdzieś w tłumie. Panowie nieźle dali czadu. To nieprawdopodobne, że można grać taką muzę przy pomocy zaledwie dwóch instrumentów! Wokalista Mike Kerr utrzymywał całkiem niezły kontakt z publicznością, w przypływie euforii powiedział, że nas kocha. Zdążył także przedstawić nam perkusistę :) Choć usłyszeliśmy wszystkie piosenki z ich pierwszego i jak dotąd jedynego albumu "Royal Blood", to koncert minął błyskawicznie. Na pożegnanie zabrzmiał pochodzący z debiutanckiego singla utwór "Out of the Black", podczas którego zarówno zespół jak i publiczność rozsadzała energia. Do tego stopnia, że po scenie zaczęły latać instrumenty :) Szkoda, że chłopaki nie wzięli przykładu z Artura Rojka i nie zagrali ponownie kilku swoich piosenek. Czuję ogromny niedosyt, bo był to rewelacyjny, energetyczny rockowy występ, ale zdecydowanie za krótki. Mam nadzieję, że Royal Blood wkrótce popędzą do studia, gdzie szybko uwiną się z nowym materiałem i powrócą do Polski.
Znacie Royal Blood? Jak Wam się podoba ich twórczość?
W klubie pojawiłam się ok 20:00, gdzie właśnie rozpoczynał się koncert supportującego zespołu Mini Mansions. Grupa ta została założona w 2009 w Los Angeles, a tworzą ją Michael Shuman, Tyler Parkford oraz Zach Dawes. Ich występ był świetny i dawno żaden support nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Według mnie w ich twórczość przypomina nieco muzykę Metronomy, ale można w niej usłyszeć także inspiracje hitami rodem z radia Złote Przeboje. Rewelacyjny cover "Heart of Glass" na długo pozostanie w mojej pamięci. Ich występ w Palladium był częścią trasy koncertowej "Death Is A Girl". W 2015 roku panowie planują wydać nowy, drugi w swym dorobku album studyjny. Zespół z całą pewnością jest wart uwagi i mam nadzieję, że jeszcze o nich usłyszymy.
Gdy wybiła 21:00 na scenę w Palladium wkroczył zespół Royal Blood. Zaczęli z grubej rury od kawałka "Come On Over", a pod sceną zapanowało szaleństwo. Po raz pierwszy od bardzo dawna spędziłam koncert poza geriatrycznym podestem na końcu sali i szalałam gdzieś w tłumie. Panowie nieźle dali czadu. To nieprawdopodobne, że można grać taką muzę przy pomocy zaledwie dwóch instrumentów! Wokalista Mike Kerr utrzymywał całkiem niezły kontakt z publicznością, w przypływie euforii powiedział, że nas kocha. Zdążył także przedstawić nam perkusistę :) Choć usłyszeliśmy wszystkie piosenki z ich pierwszego i jak dotąd jedynego albumu "Royal Blood", to koncert minął błyskawicznie. Na pożegnanie zabrzmiał pochodzący z debiutanckiego singla utwór "Out of the Black", podczas którego zarówno zespół jak i publiczność rozsadzała energia. Do tego stopnia, że po scenie zaczęły latać instrumenty :) Szkoda, że chłopaki nie wzięli przykładu z Artura Rojka i nie zagrali ponownie kilku swoich piosenek. Czuję ogromny niedosyt, bo był to rewelacyjny, energetyczny rockowy występ, ale zdecydowanie za krótki. Mam nadzieję, że Royal Blood wkrótce popędzą do studia, gdzie szybko uwiną się z nowym materiałem i powrócą do Polski.
Znacie Royal Blood? Jak Wam się podoba ich twórczość?
Nie lubię tego typu muzyki :] Ale dobrze, że Tobie się podobało :]
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o nich czytam;)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie znam, aż z ciekawości posłucham :)
OdpowiedzUsuńojej, życzę więcej udanych koncertów! :):) Nie znam ich, ale trzeba będzie nadrobić :)
OdpowiedzUsuńnie znam zespołu, na koncercie swoją drogą nie byłam wieki..
OdpowiedzUsuńszczerze to nie znam zespołu wcale :D może dla tego że słucham inne gatunki muzyki, pozdrawiam ;))
OdpowiedzUsuńnie znam ich twórczości
OdpowiedzUsuńnie znam, ale zaraz idę czegoś przesłuchać :)
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet kto to jest ;p może dlatego że słucham tylko rapu :) byłam na koncercie 3 dni temu i było pięknie a kolejny tusz tusz...
OdpowiedzUsuńNie znam tego zespołu. Kompletnie o nim nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńPOzdrawiamm
W imieniu właścicielki dziękuję, na dole postu pisze że to nie moje :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :) + obserwuję
OdpowiedzUsuńhttp://aniamojepasje.blogspot.com/
Ja niestety zespołu nie znam, ale zazdroszczę Ci takich doświadczeń :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam :)
OdpowiedzUsuńMusze przyznac, ze i mi tworczosc zespolu jest obca ;)
OdpowiedzUsuńWybrałabym się na jakiś koncert
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tym zespole :-/
OdpowiedzUsuń