Wczoraj w Palladium odbył się koncert pochodzącego z Manchesteru zespołu The 1975. Jeżeli zaglądacie na mojego facebooka to wiecie, że się tam pojawiłam. Serdecznie zapraszam Was na moją relację z tego wydarzenia :)
O zespole The 1975 wspominałam Wam już w poście o tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival. Choć do szerszej publiczności dotarli zaledwie 2 lata temu, to formacja ta istnieje już ponad 10 lat, a jej członkami są aktualnie Matt Healy, Adam Hann, George Daniel oraz Ross MacDonald. Po festiwalu postanowiłam przyjrzeć się bliżej ich skromnej dyskografii. Chłopaki wydali w zeszłym roku swój pierwszy album studyjny "1975", na koncie mają także cztery EPki. Po przesłuchaniu całego materiału stwierdziłam, że chciałabym ich zobaczyć na żywo jeszcze raz. Tym razem jednak nie na festiwalu, a na samodzielnym koncercie. Wiedziałam, że The 1975 mają w październiku zagrać w Proximie, lecz to, że dane będzie mi ich obejrzeć okazało się dopiero kilka godzin przed występem (przeniesionym ostatecznie do Palladium ze względu na bardzo duże zainteresowanie).
Na miejscu pojawiłam się ok 20:00, gdzie przywitała mnie gigantyczna kolejka osób oczekujących na wejście. Ogonek kończył się dopiero w przejściu podziemnym przy ul. Marszałkowskiej. Oczekiwanie umilały mi zaciekawione twarze przechodniów, zastanawiających się w duchu "za czym ta kolejka". Obawiałam się, czy ten cały tłum zmieści się w środku, jednak jak się później okazało nie było z tym najmniejszego problemu. Prawdopodobnie bramki zostały otworzone później niż było to zaplanowane i stąd to całe zamieszanie przy wejściu. Po wejściu, wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom okazało się, że w środku nie było aż tak tłoczno. Na marcowym koncercie Artura Rojka było zdecydowanie więcej osób.
Większość publiczności stanowiły rozentuzjazmowane dziewczęta wytrwale okupujące miejsca przy scenie. W przeciwieństwie do nich nie znam na pamięć wszystkich piosenek The 1975 i jako, że nie jestem zagorzałą wielbicielką, postanowiłam spędzić koncert na podeście znajdującym się w tylnej części sali. Stamtąd najlepiej można było zauważyć jaki ścisk panował przy scenie, podczas gdy z tyłu było całkiem sporo miejsca. Sala Palladium jest niewielka, dzięki czemu nawet z drugiego jej końca bez problemu doskonale widziałam co dzieje się na scenie. Przy okazji mogłam podejrzeć jak pracuje technik zespołu :)
Oczywiście przed głównym koncertem nie mogło zabraknąć supportu. W tej roli wystąpił zespół POOL, czyli męskie trio pochodzące z Hamburga. Chłopaki zagrali tylko 5 piosenek, jednak udało im się w tym czasie porządnie "rozbujać" publiczność. Może muzycznie mnie nie zachwycili, ale kontakt z widownią mieli rewelacyjny. Zostawili nas w świetnych humorach i zeszli ze sceny żegnani wielkimi brawami. Jeżeli tylko będą się rozwijać, to w przyszłości z chęcią wrócę do ich twórczości.
The 1975 na scenie pojawili się ok godziny 21:30. Moje uszy długo nie zapomną pisku fanek, który temu towarzyszył. Zaczęli koncert od swojego pierwszego przeboju "City", byli jednak porządnie zagłuszani przez podekscytowane dziewczęta. Panów wśród publiczności było niewielu, na co uwagę zwrócił nawet wspomniany zespół POOL :) Fani nie wytrzymali długo i w górę bardzo szybko poszybowały smartfony i aparaty. Rozumiem, że każdy chce mieć jakąś pamiątkę z koncertu ulubionego zespołu, ale nigdy nie pojmę dlaczego niektórzy nagrywają niemal cały koncert, zamiast go po prostu przeżywać. Z tego miejsca ogromny szacunek dla frontmana, Matta Healy za to, że przed jedną z piosenek poprosił, aby wszyscy schowali te elektroniczne ustrojstwa. O podobnym zachowaniu Jack'a White pisałam Wam w relacji z Open'era. Na scenie pojawiła się Polska Flaga, w stronę zespołu regularnie latały także bliżej niezidentyfikowane przedmioty (prezenty od fanek jak mniemam). Piosenki znane przeciętnemu "Januszowi", takie jak "Girls", "Chocolate", czy "Sex" chłopaki zostawili na finał koncertu.
Piszczący target nieco psuł wrażenie, jednak przecież zespół nie ma wpływu na to, kto przychodzi na ich występy. Zresztą na swój sposób ma to swój urok. Matt powiedział, że był to ich trzeci i zarazem najlepszy występ w Polsce, która jest jednym z ich ulubionych europejskich krajów. Ogólnie czułym słówkom nie było końca. Koncert mi się podobał, świetnie się bawiłam i cieszę się, że ostatecznie mogłam w nim uczestniczyć. Z pewnością będę śledziła dalszą twórczość The 1975. Znacie ten zespół? A może ktoś z Was brał wczoraj udział w tym szaleństwie? Zostawiam Was z piosenką, która od wczoraj nie chce wyjść z mojej głowy :)
O zespole The 1975 wspominałam Wam już w poście o tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival. Choć do szerszej publiczności dotarli zaledwie 2 lata temu, to formacja ta istnieje już ponad 10 lat, a jej członkami są aktualnie Matt Healy, Adam Hann, George Daniel oraz Ross MacDonald. Po festiwalu postanowiłam przyjrzeć się bliżej ich skromnej dyskografii. Chłopaki wydali w zeszłym roku swój pierwszy album studyjny "1975", na koncie mają także cztery EPki. Po przesłuchaniu całego materiału stwierdziłam, że chciałabym ich zobaczyć na żywo jeszcze raz. Tym razem jednak nie na festiwalu, a na samodzielnym koncercie. Wiedziałam, że The 1975 mają w październiku zagrać w Proximie, lecz to, że dane będzie mi ich obejrzeć okazało się dopiero kilka godzin przed występem (przeniesionym ostatecznie do Palladium ze względu na bardzo duże zainteresowanie).
Na miejscu pojawiłam się ok 20:00, gdzie przywitała mnie gigantyczna kolejka osób oczekujących na wejście. Ogonek kończył się dopiero w przejściu podziemnym przy ul. Marszałkowskiej. Oczekiwanie umilały mi zaciekawione twarze przechodniów, zastanawiających się w duchu "za czym ta kolejka". Obawiałam się, czy ten cały tłum zmieści się w środku, jednak jak się później okazało nie było z tym najmniejszego problemu. Prawdopodobnie bramki zostały otworzone później niż było to zaplanowane i stąd to całe zamieszanie przy wejściu. Po wejściu, wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom okazało się, że w środku nie było aż tak tłoczno. Na marcowym koncercie Artura Rojka było zdecydowanie więcej osób.
Większość publiczności stanowiły rozentuzjazmowane dziewczęta wytrwale okupujące miejsca przy scenie. W przeciwieństwie do nich nie znam na pamięć wszystkich piosenek The 1975 i jako, że nie jestem zagorzałą wielbicielką, postanowiłam spędzić koncert na podeście znajdującym się w tylnej części sali. Stamtąd najlepiej można było zauważyć jaki ścisk panował przy scenie, podczas gdy z tyłu było całkiem sporo miejsca. Sala Palladium jest niewielka, dzięki czemu nawet z drugiego jej końca bez problemu doskonale widziałam co dzieje się na scenie. Przy okazji mogłam podejrzeć jak pracuje technik zespołu :)
Oczywiście przed głównym koncertem nie mogło zabraknąć supportu. W tej roli wystąpił zespół POOL, czyli męskie trio pochodzące z Hamburga. Chłopaki zagrali tylko 5 piosenek, jednak udało im się w tym czasie porządnie "rozbujać" publiczność. Może muzycznie mnie nie zachwycili, ale kontakt z widownią mieli rewelacyjny. Zostawili nas w świetnych humorach i zeszli ze sceny żegnani wielkimi brawami. Jeżeli tylko będą się rozwijać, to w przyszłości z chęcią wrócę do ich twórczości.
The 1975 na scenie pojawili się ok godziny 21:30. Moje uszy długo nie zapomną pisku fanek, który temu towarzyszył. Zaczęli koncert od swojego pierwszego przeboju "City", byli jednak porządnie zagłuszani przez podekscytowane dziewczęta. Panów wśród publiczności było niewielu, na co uwagę zwrócił nawet wspomniany zespół POOL :) Fani nie wytrzymali długo i w górę bardzo szybko poszybowały smartfony i aparaty. Rozumiem, że każdy chce mieć jakąś pamiątkę z koncertu ulubionego zespołu, ale nigdy nie pojmę dlaczego niektórzy nagrywają niemal cały koncert, zamiast go po prostu przeżywać. Z tego miejsca ogromny szacunek dla frontmana, Matta Healy za to, że przed jedną z piosenek poprosił, aby wszyscy schowali te elektroniczne ustrojstwa. O podobnym zachowaniu Jack'a White pisałam Wam w relacji z Open'era. Na scenie pojawiła się Polska Flaga, w stronę zespołu regularnie latały także bliżej niezidentyfikowane przedmioty (prezenty od fanek jak mniemam). Piosenki znane przeciętnemu "Januszowi", takie jak "Girls", "Chocolate", czy "Sex" chłopaki zostawili na finał koncertu.
Piszczący target nieco psuł wrażenie, jednak przecież zespół nie ma wpływu na to, kto przychodzi na ich występy. Zresztą na swój sposób ma to swój urok. Matt powiedział, że był to ich trzeci i zarazem najlepszy występ w Polsce, która jest jednym z ich ulubionych europejskich krajów. Ogólnie czułym słówkom nie było końca. Koncert mi się podobał, świetnie się bawiłam i cieszę się, że ostatecznie mogłam w nim uczestniczyć. Z pewnością będę śledziła dalszą twórczość The 1975. Znacie ten zespół? A może ktoś z Was brał wczoraj udział w tym szaleństwie? Zostawiam Was z piosenką, która od wczoraj nie chce wyjść z mojej głowy :)
Recenzja koncertu na blogu to pomysł, który do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńW takim razie zapraszam na starsze relacje :)
UsuńSuper !! Zazdroszczę :D
OdpowiedzUsuńzazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńWidać, że zabawa świetna :)
OdpowiedzUsuńJakoś wcześniej nie byłam zainteresowana ich twórczością. Chętnie posłucham. :)
OdpowiedzUsuńhttp://fallenna.blogspot.com/
kocham koncerty ale tylko rapowe :) niedługo będe... 10 listopad Katowice hurrrraaaa :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :) Zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńo 19 wpuszczali także już było trochę ludzi w tym ja w klubie
OdpowiedzUsuńŻałuj, że nie widziałaś co się działo ok 13 pod palladium :p ale przeżycie ich koncertu przy barierce to dopiero kosmos :)
OdpowiedzUsuń