niedziela, 20 kwietnia 2014

Koncert Sixto Rodriguez'a w warszawskiej Sali Kongresowej - wrażenia, opinie, recenzje.

W ostatni weekend marca w warszawskiej Sali Kongresowej odbył się koncert Sixto Rodriguez'a. Właściwie to nawet trzy koncerty, bo organizatorzy błyskawicznie zareagowali na ogromne zainteresowanie, jakim cieszyło się wspomniane wydarzenie. Jak wiecie, czekałam na ten koncert niecierpliwie od momentu, w którym został ogłoszony. Udało mi się kupić bilety na pierwszy, piątkowy występ. Byłam tam i zapraszam na moją relację z tego wydarzenia. Jeżeli nie wiesz kim jest Sixto Rodriguez, najwyraźniej nie znasz jego niesamowitej historii i jeżeli nie chcesz sobie zepsuć niespodzianki - nie czytaj dalej tego posta ;)




Historię Rodrigueza poznałam pod koniec 2012 roku. Od tamtej pory byłam niezwykle ciekawa jak ten artysta radzi sobie na żywo i bardzo chciałam wybrać się na jego występ. Miałam nadzieję, że uda mi się wcielić w życie mój plan na którymś z polskich festiwali muzycznych podczas nadchodzącego wówczas lata. Niestety, było to możliwe dopiero wiosną tego roku. Marcowy koncert Sixto Rodriguez'a został ogłoszony przez GoAhead w grudniu ubiegłego roku. Bilety rozeszły się w 2 godziny. Wkrótce ogłoszono jeszcze dwa dodatkowe terminy. 

Całkiem niedawno zakończyłam odliczanie do mojego pierwszego w tym sezonie wydarzenia muzycznego. Nadszedł dzień wizyty w Sali Kongresowej. Zjawiłam się tam ze sporym zapasem czasu, jednak już wtedy przy wejściu czekał tłum ludzi, od dwulatków po seniorów. Wszyscy zapewne zebrali się tam tego dnia w jednym celu - chcieli wynagrodzić Sugar Man'owi młodzieńcze lata, podczas których ledwo wiązał koniec z końcem, nieświadom tego, że na innym kontynencie jest wielką gwiazdą. Sala była wypełniona po brzegi, zajęte były nawet dostawki. Koncert miał rozpocząć się o 20.00, jednak pół godziny później na scenie dopiero pojawił support, do tego niespodziewany. Grupa, składająca się z wokalistki grającej na gitarze, basistki, perkusisty oraz pana gibającego się przy syntezatorze to Bird. Ich twórczość przypominała muzykę zespołu Warpaint i muszę przyznać, że przypadła mi do gustu.  :) 

Support występujący przed Sixto Rodriguez'em.

Po ich krótkim występie, akustycy Sugar Man'a wkroczyli do akcji. Gdy skończyli, na scenę wkroczył mężczyzna, który niczym spiker na meczach bokserskich zapowiedział występ Sugarmana. Znudzona supportem publiczność natychmiast się obudziła i ze wszystkich stron posypały się gromkie brawa. W blasku jupiterów pojawił się Sixto, prowadzony przez wcześniej wspomnianego pana oraz kobietę, która najprawdopodobniej była jedną z jego córek. Dosłownie prowadzony i przyznaję, że chwilę zastanawiałam się co mu dolega, zanim dotarło do mnie, że to przecież schorowany 72-latek. Na scenie, tuż obok mikrofonu, stał stolik zastawiony kilkunastoma papierowymi kubkami, który jak okazało się w trakcie koncertu intrygował nie tylko mnie :) Rodriguez chwycił za gitarę, przedstawił swój zespół składający się z niesamowitego gitarzysty, uroczej basistki oraz perkusisty. Na scenie pojawił się również fenomenalny klawiszowiec, który z niewiadomych przyczyn został pominięty przez Sixto. W końcu się zaczęło! Po pierwszych akordach do wszystkich dotarło, że artysta dla którego zjawili się tego dnia w Sali Kongresowej jest w świetnej formie. Sugar Man bezbłędnie posługiwał się swoją gitarą, a jego głos na żywo brzmiał pewnie i profesjonalnie. Zagrał swoje najpopularniejsze żwawe utwory, nie obyło się także bez cover'ów jak Lucille czy Blue Suede Shoes. Zaserwował nam małą porcję rock 'n' rolla, co w końcu poderwało z krzeseł zasiedziałą publikę. Rodriguez co kilka piosenek zagadywał publiczność, a także udzielił dyplomatycznej odpowiedzi na pytanie o zawartość wcześniej wspomnianych kubeczków. Nie obyło się bez życiowych porad oraz dowcipnych nawiązań do tekstu piosenki. Można było zauważyć, że sala pełna słuchaczy napawa Sixto dumą i szczęściem, z drugiej strony jako skromny człowiek wydawał się być nieco speszony całą sytuacją.  Koncert był króciutki, jednak trzeba mieć na względzie wiek i kondycję artysty. Historia Rodrigueza pokazuje, że mamy całe życie na to by coś osiągnąć. Nie należy się poddawać, a to czym aktualnie się zajmujemy być może zostanie w swoim czasie przez kogoś naprawdę docenione.

Sixto Rodriguez.

Myślę, że jako jeden z nielicznych artystów Rodriguez jest wdzięczny za piracenie jego płyty, bez tego pewnie do dziś nie mielibyśmy pojęcia o jego istnieniu :) Czy ktoś z Was również był na tym koncercie?

5 komentarzy:

  1. ale ci zazdroszczę mi jednak nie udało się pojechać

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam koncerty na żywo. Ten klimat jest super! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie pamiętam, kiedy byłam na koncercie, pozytywnie Ci zazdraszczam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znałam wcześniej, ale rock'and'roll przekonuje mnie do tego, by posłuchać jego wykonań :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do wymiany opinii :) Dziękuję za wszystkie komentarze :)